Pomaganie zbrodniarzom jest ze wszech miar naganne i powinno być potępione bezwzględnie. Od czasów II wojny światowej rozlicza się nazizm, ściga SS-manów i hitlerowskich zbrodniarzy wojennych po całym świecie. Do dnia dzisiejszego. Sądy wymierzają kary leciwym staruszkom, stojącym jedną nogą nad grobem. Jest to słuszne w imię szeroko rozumianej sprawiedliwości. Jednak musimy wreszcie przeciąć wieloletnią linię podziału pomiędzy ideologiami nazistowską i komunistyczną! Oczywiście, wielu nazistowskich zbrodniarzy uniknęło kary, jednakże sam reżim był osądzony w Norymberdze, a większość rzezimieszków ukarana! Co natomiast zrobiono w sprawie zbrodni komunistycznych, które pochłonęły nie mniej ofiar, niż w czasie rządów Hitlera? To nie Hitler wymyślił obozy koncentracyjne i policję polityczną. Długo przed Hitlerem te instytucje istniały w Rosji Sowieckiej, już za czasów Lenina rozpoczęto straszliwy, czerwony terror. Skupmy się jednak na sprawach Polskich. Od 1944 roku sowieci postawili u władzy w Polsce swoich ludzi. Funkcjonowały zbrodnicze struktury MBP (UB), następnie SB, działała informacja wojskowa, której funkcjonariuszem był późniejszy „prezydent” Polski, gen. Jaruzelski (PS. „Wolski”). Ciągłość działalności tych przestępczych organizacji została zachowana aż do roku 1989. W tym czasie zamęczono tysiące ludzi, upokarzano cały naród. Ostatnim etapem tych zbrodni był stan wojenny autorstwa Jaruzelskiego i spółki. Efekty „sprawiedliwości dziejowej” po powstaniu tzw. III RP: Jaruzelski jest generałem w stanie spoczynku, dostaje emeryturę prezydencką. Dziesiątki tysięcy PRL-owskich generałów, oficerów, podoficerów wojska, milicji, służby bezpieczeństwa, mający na swych rękach krew obywateli naszego kraju, otrzymuje spore emeryturki (choć resorty składek emerytalnych nie płaciły, żeby było śmieszniej). Nikt nie ukarał przestępców, nie dość tego-mają oni w chwili obecnej (na zasadzie tzw. praw nabytych) zapewniony byt na poziomie kilkakrotnie wyższym od ludzi, którzy w latach 80-tych narażali swe życie, walcząc z komunistycznym reżimem, w imię wolności i niepodległości. Gdy rzecz idzie o pociągnięciu do odpowiedzialności Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych przestępców, wśród wielu środowisk odzywają się głosy: „to już ludzie starzy, schorowani, zmęczeni życiem, i stawianie ich przed sądem byłoby gestem niehumanitarnym. Dajmy im spokojnie umrzeć”. Jeden „moralny autorytet” miał się nawet wypowiedzieć w sposób następujący: „o......cie się od generała”. Dlaczego więc te same środowiska nie broniły Klausa Barbiego, Ivana Demianiuka i innych zbrodniarzy wojennych? Przecież w chwili, gdy mieli stanąć przed trybunałem sprawiedliwości, byli starcami niemal 80-letnimi!
Dlaczego Jaruzelski i Kiszczak do chwili obecnej są generałami w stanie spoczynku, a tysiące innych PRL-owskich wojskowych, SB-ków – oficerami i podoficerami? Tym samym III RP uznaje spuściznę przestępczego reżimu tzw. Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, gdyż zachowuje ważność stopni wojskowych z poprzedniego okresu! Jakim prawem ludzie, którzy na każdym kroku gwałcili nasze prawa obywatelskie, upokarzali nas, okradali, przesłuchiwali, brutalnie bili, zabijali polskich obywateli, podsłuchiwali nasze rozmowy, cenzurowali listy – mają do dnia dzisiejszego wypłacane tak duże świadczenia emerytalno – rentowe, nieadekwatne do ich zbrodniczych występków? Ja, jako były opozycjonista, który w czasach współczesnych ledwie wiążę koniec z końcem – jestem tym głęboko oburzony, i kategorycznie protestuję przeciwko przywilejom dla tych wszystkich komunistycznych przestępców. To jest wbrew zasadom elementarnej sprawiedliwości!
Szczególnie dzisiejsze władze hołubią PRL–owską elitę. Ostatnim, chyba najbardziej głośnym i bulwersującym przykładem jest zaproszenie Jaruzelskiego na posiedzenie prezydenckiej rady bezpieczeństwa narodowego. W czasie, gdy prezydentem był postkomunista Kwaśniewski, nawet on unikał jawnej styczności z komunistą-generałem Jaruzelskim, przecież człowiekiem ideologicznie mu bliskim. Natomiast były opozycjonista, dzisiejszy prezydent III RP, Bronisław Komorowski – zaprasza człowieka, mającego na swoich rękach krew – na posiedzenie ważnego ciała doradczego urzędu prezydenta. To skandal.
I jeszcze jeden przykład – sprawa pomnika dla sowieckich okupantów w Ossowie. Osobiście nie mam niczego przeciwko cmentarzom, czy to niemieckim, czy to sowieckim. Cmentarz jest miejscem świętym i nieważne, co myślimy o pochowanych tam ludziach, musimy uszanować ich mogiły. Jednakże wystawianie drogiego pomnika – monumentu dla sowieckich agresorów, którzy idąc po Polskiej ziemi grabili, mordowali, i wdrażali w życie ideę o światowej rewolucji – jest niewątpliwie prowokacją i aktem zdrady naszych interesów narodowych. Jak na to spojrzą rodziny byłych opozycjonistów, którzy umarli w zapomnieniu i nędzy po roku 1989? Ludzie ci nie mają nawet przyzwoitych nagrobków z adnotacją, iż walczyli o tą III RP, która ich zdradziła i o nich zapomniała. Wychodzi na to, że III RP ma większy szacunek dla byłych UB-ków, SB-ków, milicjantów, ZOMO-wców, TW-ulców i pracowników wojskowych służb informacyjnych.
W roku ubiegłym, gdy rząd przygotowywał ustawę o redukcji rent i emerytur byłym funkcjonariuszom PRL-owskich służb represji, premier Donald Tusk w jednym z wywiadów obiecał, iż część z odzyskanych w ramach tej ustawy pieniędzy przeznaczona zostanie dla byłych opozycjonistów. Tych najbardziej potrzebujących. Ustawa okazała się niewypałem – pozostawiono tam pewną prawną furtkę, z której PRL-owscy dygnitarze skrzętnie skorzystali. Redukcje ich świadczeń były minimalne. Tymczasem przygotowanie tzw. Ustawy kombatanckiej, która objęłaby grupę najbiedniejszych byłych opozycjonistów, ciągnie się już trzeci rok, i końca nie widać. Obietnica premiera rządu RP okazała się pustosłowiem. Siedzący w Sejmie i Senacie RP byli opozycjoniści z czasów PRL-u nie są zainteresowani losem swych byłych kolegów, którzy po 1989 roku zostali wyrzuceni za burtę historii. To wstyd i hańba.
Nie lubię robić analogii historycznych. Jednakże jedna analogia nasuwa mi się ostatnio coraz częściej: dzisiejsza sytuacja przypomina czasy do maja 1926, gdy scena polityczna II RP ogarnięta była przez krzykaczy i różnego rodzaju kanalie. Kwitła korupcja, a kariery robili ludzie, których nie było ani w szeregach Legionów, ani w Powstaniach Śląskich, czy Powstaniu Wielkopolskim. Szerzyła się dekadencja. Sejm był sceną gorszących ekscesów, dochodziło do bójek. Zamach majowy Józefa Piłsudskiego na długie lata położył kres tym bezeceństwom, a ludzie zasłużeni dla Niepodległości ojczyzny, mogli znaleźć przyzwoitą pracę i jakoś wyżyć ze swymi rodzinami.
Choć sytuacja się powtarza, nie ma niestety człowieka tej miary i wielkości, jakim był wówczas Józef Piłsudski. A szkoda.