Relacje Kościoła hierarchicznego i duchowieństwa z rolnikami po II wojnie światowej opierały się przede wszystkim na wyznawanym przez praktycznie cała polską wieś – katolicyzmie. Autorytet Kościoła pozostawał niepodważalny, w tym jego nauczanie. Co najmniej do lat 70-tych największy odsetek powołań kapłańskich pochodził z polskiej wsi; później te proporcje zmieniły się na rzecz parafii miejskich, ale wynikało to głównie z procesów migracyjnych, ze wsi do miasta, które dotknęły Polskę po wojnie. Szczególnie w latach Wielkiej Nowenny, widoczny był masowy udział rolników w peregrynacji Obrazu Nawiedzenia, a także w pielgrzymkach stanowych, ze szczególnym uwzględnieniem pielgrzymek na Jasną Górę. Ośmieszany często przez propagandę komunistyczną, jak i – niestety- deprecjonowany przez tzw. „Kościół otwarty” katolicyzm ludowy - przejawiający się zewnętrznie także w miłości do obrzędowości – dzięki Prymasowi był stale dowartościowywany i obecny w krajobrazie (stąd siła integracyjna krzyża, obiektu sakralnego, itd., w obronie których stawała często cała wieś; mamy liczne przykłady pielgrzymek wiejskich do sanktuariów maryjnych, do Kalwarii, czy też do Ludźmierza; liczne uroczystości koronacji obrazów, jak w Leśniowie w 1967 r. , na ziemi żareckiej, w kościele oo. Paulinów, itd.). Także sami biskupi w większości (co najmniej od przedwojnia) byli pochodzenia chłopskiego co skutkowało zrozumieniem i akceptacją wrażliwości tej grupy społecznej w Polsce. Mimo podpisanego porozumienia z władzami, w kwietniu 1950 r., w którym znajdował się punkt – w jednostronnej interpretacji uprawianej przez propagandę komunistyczną - o wspieraniu przez Kościół hierarchiczny procesu kolektywizacji, sami mieszkańcy wsi – za sprawą bliskich sobie kapłanów- zdawali sobie sprawę z prawdziwego stanowiska Kościoła. Nauczanie o wolności człowieka i jego prawach do ziemi, do własności rodzinnej, stanowił argument moralny legitymizujący powszechny sprzeciw wsi wobec próby upaństwowienia chłopskiej ziemi. W dużej merze, to dzięki Kościołowi, proces kolektywizacji z lat stalinowskich nie mógł się powieść. Począwszy od czasów gomułkowskich, a także przez kolejną dekadę komunizmu w Polsce (czyli latach 70-tych), urzędnicy Urzędu ds. Wyznań, a przede wszystkim milicja i aparat bezpieczeństwa wzmogli brutalne ataki na Komitety budowy kościołów, usuwali krzyże w miejscu obiecanej budowy świątyni, czy też nadzorowali rozbiórki wznoszonych kaplic i kościołów (w Chodkowie, Zbroszy Dużej, Budzowicach, itd.). Wiernych z całego kraju informowały o tym – choć w sposób stonowany - Listy pasterskie, a przede wszystkim komunikaty KEP, w których biskupi bronili inicjatorów budowy kaplic i kościołów, w tym kapłanów i wiernych. W II 1972 r. EP utworzył Nadzwyczajną Komisję ds. Budowy Kościołów, która m.in. na bieżąco reagowała na przypadki łamania podstawowych praw człowieka w tym zakresie. Skutkiem polityki władz państwowych z lat 70-tych było m.in. zniechęcanie młodzieży do pozostawania na wsi. Hasła modernizacyjne używane w propagandzie komunistycznej w skutkach wspierały kolejne próby upaństwowienia ziemi chłopskiej. W VI 1975 r. EP zaapelował do młodzieży wiejskiej by pozostawała na ojcowiźnie: „ceniąc sobie dziedziczona ziemie jako skarb”. W 55 rocznice „cudu nad Wisłą”, w sierpniu 1975 r. prymas w kazaniu mówił, że przyszłość i pomyślność Polski zależy od rozwoju indywidualnego rolnictwa i przeciwstawiał się ukrytej kolektywizacji.
W latach 1970 - 1980 władze nadal nie zezwalały tak na erygowanie nowych parafii, jak i na budowę świątyń, podczas gdy jednocześnie rosła liczba ludności Polski (w 1980 r. dochodziła do 38 mln), nowych osiedli i budynków usługowych. Jeszcze w styczniu 1970 r. kuria metropolitarna warszawska zadecydowała, by zakładać nieformalne filie parafialne. W ciągu kolejnych miesięcy utworzono na terenie archidiecezji 34 filie, czyli wikariaty. "Brak zgody na powoływanie parafii stał się przyczyną tworzenia przez bp Stefana Barelę [ordynariusza częstochowskiego] wikariatów terenowych" - pisał ks. Mikołajczyk o zjawisku de facto ogólnopolskim. - "Odbywało się to w ten sposób, że młody i pełen entuzjazmu ksiądz otrzymywał od biskupa dokument zlecający mu opiekę duszpasterską - w łączności z proboszczem - nad określoną częścią parafii z obowiązkiem zamieszkania na tym terenie i sprawowania tam liturgii, zwłaszcza niedzielnej i świątecznej w salce katechetycznej, którą często była izba mieszkalna, użyczona przez pobożnych mieszkańców danej miejscowości [...] Z upływem miesięcy zaczęto w takiej prawie już kaplicy chrzcić dzieci, a czasem i błogosławić związki małżeńskie. Dalszym etapem było faktyczne, a potem już formalne, usamodzielnienie wikariusza". Jeszcze w początkach lat 70-tych prowadziło to do konfliktów z władzą, z nakładaniem grzywny włącznie. Najdrastyczniej władze potraktowały ks. Czesława Sadłowskiego, walczącego o kościół w Zbroszy Dużej od końca lat 60-tych, którego w styczniu 1970 r. skazano na trzy miesiące aresztu za odprawianie mszy św. w domach prywatnych.
Co roku poszczególne kurie przedkładały władzom w sumie kilkaset wniosków budowlanych. W 1971 r. było ich dla przykładu 680. Zgodę uzyskano jedynie w 28 przypadkach, co stanowiło ok. 4% postulowanej liczby. Co więcej, z tej liczby tylko w dwóch przypadkach chodziło o całkowicie nowe kościoły, natomiast w pozostałych o wznowienie budów wcześniej przerwanych, odbudowę zniszczonych świątyń lub też wzniesienie obiektów zastępczych. W kolejnych latach, wskutek nieustannej presji Kościoła oraz z racji obaw władz przed wystąpieniem niepokojów społecznych na tym tle, liczba pozwoleń powoli rosła: w 1972 r. było ich 31, w 1973 r. już 58, a w 1974 r. 59. Jednakże i w tych przypadkach, bardzo często obok analizy merytorycznej, pojawiały się motywy uznaniowe, świadczące o instrumentalnym traktowaniu przepisów prawnych wobec Kościoła i budownictwa sakralnego na wsi: "Biorąc pod uwagę poprawną postawę polityczną abpa Kominka i Kurii Wrocławskiej należy pozytywnie załatwić prośbę abpa Kominka dotycząca zezwolenia na budowę we Wrocławiu budynku księży emerytów" - pisali członkowie Prezydium WRN w piśmie do Urzędu ds. Wyznań. W sumie, w latach 1970 - 1976 zbudowano „legalnie” w skali całego kraju 69 kościołów, 35 kaplic; wydano pozwolenie na budowę 63 nowych plebanii. Jednakże aż do końca dekady liczba zezwoleń na budowę świątyń pozostawała na poziomie znacznie niższym od oczekiwań biskupów. Przykładowo, w 1976 r. - jak twierdził bp Kisiel - Kościół ubiegał się o budowę 263 nowych kościołów, a do maja tego roku otrzymał 9 zezwoleń. ( 22 VI 1976 r. premier Piotr Jaroszewicz podpisał aż 30 "leżących od dawna" wniosków o zezwolenie na budowę świątyń; to jednorazowe zaspokojenie potrzeb Kościoła wynikało - brutalnie rzecz ujmując - z chęci kupienia spokoju w obliczu podjętej już a nieznanej opinii publicznej do 24 VI decyzji o podwyżkach cen na artykuły żywnościowe). Dopiero w maju 1977 r. zakończyła się legalna budowa świątyni “Arki” w Nowej Hucie, od blisko 20 lat stanowiąca punkt zapalny w relacjach między lokalnymi władzami i archidiecezją krakowską. Otrzymanie bowiem zgody na budowę kaplicy czy świątyni nie kończyło pasma szykan, a jedynie zmieniało kierunek uderzeń. Zdarzało się, jak w przypadku ks. Michała Józefczyka z Lipnicy, który uzyskał wprawdzie zgodę na powiększenie kaplicy w swoim kościele p.w. Matki Bożej Pocieszenia, ale i tak – za swój upór - został ukarany grzywną przez kolegium ds. wykroczeń.
Ludność wraz ze swoimi kapłanami, z własnej inicjatywy "omijała' więc nadal przepisy prawa, by postawić świątynię, kaplicę, punkt katechetyczny, czy też dom parafialny. Metoda była prosta: "na dziko" stawiano kaplicę, np. z salki katechetycznej (jak w powyższym przykładzie z diecezji częstochowskiej) lub przerobionej chałupy wiejskiej; następnie doprowadzano do niej prąd, ogrzewanie, dobudowywano kolejne pomieszczenia - i tak, krok po kroku. Każdy następny etap budowy, podtrzymywanej rękami miejscowych parafian, był rzecz jasna zagrożony nagłym doniesieniem czy tez interwencją milicji. W skali całego kraju władze doliczyły się 73 budów zakończonych bez zezwolenia administracji państwowej, przy czym (podobnie jak w końcu lat 60-tych) rekordzistą był bp Tokarczuk i jego diecezja - 36 świątyń (pierwsze konflikty wokół budownictwa sakralnego na terenie tej diecezji odnotowujemy w 1967 r., wkrótce po nominacji biskupiej ks. Tokarczuka; władze wykorzystując fakt konieczności budowy zapory solińskiej postanowiły rozebrać, a nie przenieść, stojąca na przewidywanym terenie zalewowym, drewnianą świątynię). W Sowinie, w diecezji przemyskiej miejscowemu księdzu, który od 1970 r. odprawiał mszę św. po domach, udało się zakupić opuszczony budynek. W 1974 r. rozpoczął się jego remont. "Gdy kościół powstał w stanie surowym zaczęło się śledztwo w sprawie budowy - wspominał ks. Stanisław Karabin - Tak wybudowaliśmy ten kościółek właściwie przemocą, nocami, czasem zresztą i podczas dnia. Kiedy kręciła się milicja, ludzie uciekali. Kogoś tam rozpoznali, ale ci rozpoznani wszystkiego się na rozprawie [sądowej, do której doszło w sądzie w Krośnie] wyparli. [...] Ludzie zawsze byli tu religijni. Budowa kościoła ożywiła ich i zjednoczyła. Coś z tego zostało: większa jedność, większa frekwencja na mszy św." W poł. lat 70. w Tarnobrzegu, tamtejszy klasztor oo. Dominikanów ukończył budowę domu katechetycznego i kościoła p.w. Męki Pańskiej, za co spotkały go szykany dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, za nielegalne postawienie punktu, na przeora nałożono karę grzywny, a ponadto cały zakon dominikański został - mimo interwencji Watykanu - skarcony odmową na prośbę o wydawanie własnego pisma ("W Drodze"). Konflikty na tle budownictwa sakralnego zdarzały się także w innych częściach Polski, w tym głóqwnie na terenach wiejskich, jak choćby w Górkach Kampinowskich, kiedy to w kwietniu 1976 r. oddział ZOMO spalił wzniesione już elementy kościoła, rozpędził zgromadzonych mieszkańców, a w końcu pobił dotkliwie miejscowego wikariusza ks. Józefa Borka.
W ostatnich latach dekady Gierka sytuacja "na froncie" budownictwa sakralnego, biorąc pod uwagę dane szczątkowe, nieco się poprawiła. Jednakże, to właśnie w tym czasie doszło w latach 1978/1979 do spektakularnej "awantury" wokół budowy kościoła w parafii Lututów (Świątkowice). Miejscowy kapłan, ks. Stanisław Okamfer tłumaczył podjęcie budowy kościoła naciskiem społecznym. "Sądzi on - komentowano w Uds Wyznań postawę księdza - , iż wola parafian winna być prawem. Są to dość osobliwe wyobrażenia o prawie" . W latach 70-tych, rolnik z Opola Starego, Stanisław Karpik zbudował na swoim gruncie obszerną kaplicę, której mimo szykan ze strony władz, bronił z determinacją w latach 1976 -1980. Wsparcia udzielił mu tak Kościół hierarchiczny, jak i duszpasterze ruchu "oazowego", którzy w czasie wakacji organizowali tam rekolekcje młodzieżowe oraz działacze KOR. W maju 1979 r. doszło zaś, ponownie w Tarnobrzegu, do ostrego konfliktu między ordynariuszem Tokarczukiem, jego kapłanem ks. Józefczykiem i wiernymi a miejscową władzą wspieraną przez funkcjonariuszy SB i oddziały MO. Na wcześniej wykupionym od parafianina gruncie, w ciągu jednego dnia wierni wraz z kapłanem zbudowali - z gotowych elementów - całą świątynię. Na następny dzień , za zgodą ordynariusza, ogłoszono poświęcenie kościoła. Poświęcenia dokonał bp Tokarczuk w obecności tłumów wiernych i przy pełnym zaskoczeniu miejscowej Służby Bezpieczeństwa. Zaczęło się szykanowanie księdza: grzywny, zatrzymania, rewizje samochodu, wyrzucenie poza obręb parafii (m.in. odmówiono księdzu zameldowania w Tarnobrzegu), w końcu ciągłe przesłuchania i groźby. "Z racji tego, iż nie płaciłem wymierzonych grzywien, bo nie miałem z czego, w czerwcu [1979], gdy jechałem samochodem, koło Majdanu Królewskiego zatrzymał mnie milicjant - niejaki pan Wolski - i na poczet niepłaconych grzywien zajął samochód. Odwieźli mnie wówczas do Tarnobrzega. Przez jakiś czas potem jeździłem rowerem".
W latach 70-tych podobnie jak i w poprzedniej dekadzie, bp Tokarczuk próbował przejąć nieczynne i opuszczone od lat cerkwie pounickie: "Nawiązując do swej rozmowy z wicepremierem Wincentym Kraśką - pisano w partyjnej notatce na temat bp Tokarczuka - stwierdził, w gronie zaufanych księży, że zażądał od władz przekazania na rzecz kurii przemyskiej wszystkich cerkwi, znajdujących się na terenie jego diecezji". W sumie w l. 1970 - 1973 władze zgodziły się na przekazanie ordynariuszowi przemyskiemu 17 cerkwi (często w stanie ruiny). W 1973 r. było już na tych terenach 20 parafii obsługiwanych przez 34 kapłanów, a wszystkie nowe utworzono w oparciu o byłe cerkwie. Dzięki temu średnio na 1 parafię przypadało niecałe 7 wsi, nadal jednak znacznie oddalonych od siebie.
Konflikty wokół budowy, rozbudowy i remontów świątyń, kaplic i przydrożnych krzyży były tez najczęstszymi - obok kwestii wychowania młodzieży, np. w kontekście wejścia reformy szkolnej ustanawiającej "dziesięciolatkę" - z poruszanych tematów kazań wygłaszanych podczas wiekszych uroczystości kościelnych: procesji Bożego Ciała, wizytacji biskupich, peregrynacji kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej (ponownie od 1972 r. ). Jeśli chodzi o osoby świeckie, najbrutalniej władze zareagowały wobec Stanisława Karpika, którym SB interesowała się już w latach 60-tych; w 1973 r. wybudował on na terenie własnego gospodarstwa na Siedlecczyźnie kaplicę - wotum pw. Bł. Maksymilian Kolbe, którego beatyfikacja nastąpiła w Rzymie. W ciągu kolejnych lat rozbierano stawiane przez niego kaplice, a samego Karpika wielokrotnie aresztowano, w tym osadzano bezprawnie w szpitalu psychiatrycznym.
Prymas Stefan Wyszyński wielokrotnie wspierał najbardziej atakowanego przez reżym bpa Ignacego Tokarczuka, w jego walce o budowę świątyń. Powstające w miejscach konfliktu komitety budowy kościołów stawały się z czasem zaczynem NSZZ „S” RI (czyli Solidarności Wiejskiej). Najsilniejzy atak skierowano przeciwko biskupowi – także z próbą wykorzystania dyplomacji Stolicy Apostolskiej - pod koniec l. 70-tych. W VII 1979 r. bp Tokarczuk został oskarżony o głoszenie kazań i prokuratura podjęła decyzję o wszczęciu dochodzenia. Wojewodowie z południowo-wschodniej Polski mieli rzekomo – jak donoszono biskupom – żądać od premiera rządu PRL internowania biskupa przemyskiego. De facto jak dziś wiemy, chciano podzielić EP, w tym m.in. skłócić bpa Bronisława Dąbrowskiego (a na poziomie Stolicy Apostolskiej – także mons. L. Poggiego i abp A. Casaroliego) z ordynariuszem przemyskim, czyli z osobą rzekomo utrudniającą „proces normalizacji” stosunków państwo – Kościół. W Pro memoria z 23 VII 1979 r. z rozmowy bp Br. Dąbrowskiego, sekretarza EP z przedstawicielami władz, czytamy: „W drugiej dekadzie lipca przybyły do Warszawy [do premiera P. Jaroszewicza] delegacje zainteresowanych województw i postulowały areszt domowy Księdza Biskupa, aresztowanie winnych księży, szczególnie ks. Bala oraz zniszczenie „nielegalnych budowli”” (chodziło o sprawę rzekomego włamania do Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, przylegającego do kościoła, a także o otwarcie kaplic w Przemyślu i Tarnobrzegu); ale jak pisała Sabina Bober: ks. Prymas przeciął ten plan komunistów, stwierdzając w rozmowie z przedstawicielami rządu, ze „w jego [bpa Tokarczuka] publicznych wystąpieniach nie dopatruje się szkodliwych aspektów, które mogłyby bezpośrednio uderzyć w ustrój PRL”. Z kolei bp Dąbrowski tak w pierwszej rozmowie z premierem Jaroszewiczem – 18 lipca 1979 r., mimo istotnych różnic jakie ujawniły się między biskupami (D. i T.), jak i w następnych stwierdził kategorycznie: „Jeżeli teraz chcą sankcji [wojewodowie] – niech je stosują, ale niech pan premier przyjmie do wiadomości, że cały Episkopat stanie po stronie Biskupa Przemyskiego. Całe społeczeństwo i cały świat go poprze”. (Ta obrona przez prymasa i EP biskupa przemyskiego, z nominacji kardynała Wyszyńskiego członka Rady Głównej EP, trwała nieprzerwanie – jak pisałem - od czasów konfliktu o zabytkową światynie w Wołkowyji, gdzie w X 1967 r. zatopiono kościół w związku z koniecznościa budowy zalewu solińskiego. Prymas pisał w 1967 r. „Zabytkowy kościół został zburzony w sposób brutalny, przy użyciu siły milicyjnej i aparatu administracji państwowej z Urzędem Wyzwań włącznie. Sam ten fakt sprawia, że problemu kościoła w Wołkowyi nie musi tworzyć w sztuczny sposób biskup przemyski, bo ten problem w drastyczny sposób stworzyły władze państwowe”.
Wspieranie przez Prymasa biskupa przemyskiego, czy też konkretnych kapłanów, jak – szczególnie - ks. Czesława Sadłowskiego ze Zbroszy Dużej, stworzyło wiele lokalnych wspólnot wiejskich, a w dłuższej perspektywie grunt pod powstanie pierwszych niezależnych form organizacji chłopskich, z końca lat 70-tych. Grunt do współpracy politycznej między Kościołem a środowiskiem wiejskim został zatem już dawno przygotowany.
Pewnego rodzaju zapalnikiem poruszającym drzemiącą siłę w klasie robotniczej, stały się podwyżki z czerwca 1976 r. Podobna rolę na wsi spełniła ustawa z 27 X 1977 r. (oprotestowana nawet przez część ZSL) o zaopatrzeniu emerytalnym i świadczeniach dla rolników i ich rodzin. Oznaczała ona konieczność opłacania składek emerytalnych, z kolei pierwsze wypłaty planowano na 1980 r. Ich otrzymanie jednak zależało od sprzedaży państwu za cenę 15 tys. zł produktów rolnych i przekazanie gospodarstwa następcom lub państwu. A w preambule napisano wprost, że „ustawa stwarza warunki do dalszego rozwoju rolnictwa uspołecznionego”. (np. w Lowisku SKR miał w 1976 r. 11 ha ziemi, w 1980 r. już 541 ha). W praktyce, wobec zaniku resztek samorządności wsi (nawet wybór sołtysa został zastąpiony przez nominację) ustawa zachęcała wręcz urzędników do nadużyć, w tym do przymusowego wywłaszczania, np. za „złe gospodarowanie”. „Samowola urzędników wyrażała się również w przydzielaniu reglamentowanych materiałów i towarów oraz w przeprowadzaniu akcji komasacyjnych" – pisał historyk, a także utrzymującym się monopolem państwa (Kółek Rolniczych) w reglamentacji niezbędnych narzędzi i maszyn oraz w przyjmowaniu zakontraktowanych zbiorów. Stosowano także rozwiązania siłowe, jak zaorywanie ziemi traktorami, nakładanie kar – grzywny, dla gospodarzy, którzy nie przekazali ziemi. Zatem, wejście w życie ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym zrodziło nowe pola konfliktu, zaskakujące - jak sądzę - także dla władz centralnych. Nastroje na wsi wzbudziły zainteresowanie już istniejących ośrodków opozycyjnych (głównie KOR i ROPCiO), które próbowały dotrzeć do rodzących się w lokalnych społecznościach przywódców buntu. Często, pośrednikiem między inteligentem z miasta a społecznością rolników, stawał się miejscowy kapłan (np. ks. Czesław Sadłowski ze Zbroszy Dużej). Wspieranie przez EP (w tym głównie bp Tokarczuka i prymasa Wyszyńskiego słusznych żądań mieszkańców wsi, spowodowało utworzenie w latach 1978 - 1979 co kilku ośrodków przyszłej „Solidarności Wiejskiej”. Oto najważniejsze z nich: Przemyski i Cisowski Komitet Samoobrony Ludzi Wierzących, utworzony w II poł. 1979 r.; Podlaski Komitet Samoobrony Ludzi Wierzących, utworzony 26 XI 1978 r. z inicjatywy Stanisława Karpika; w lipcu 1978 r. powstał Tymczasowy Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Lubelskiej; z kolei 12 XI 1978 r. został utworzony w Łowisku (przez W. Kęcika z KOR) Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Rzeszowskiej oraz Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej (9 IX 1978 r.), którego duszpasterzem był ks. Sadłowski; wcześniej w 1975 r., już po zwycięskim zakończeniu walki o budowę kościoła, założył bibliotekę, zainicjował tzw. bezalkoholową dyskotekę, kończącą się o 12.00 w nocy mszą św.; w II 1979 r. u wspomnianego Wiesława Kęcika w warszawskim mieszkaniu utworzono z kolei Uniwersytet Ludowy z siedzibą w Zbroszy (wykłady dla miejscowej ludności).
A oto więcej dany na tym wybranych inicjatyw lokalnych, budzącej się wsi. Jako pierwsi bodaj, zorganizowali się chłopi z okolic Lisowa w powiecie grójeckim, którzy jesienią 1977 r. skończyli druk pierwszego numeru pisma "Postęp". Grupa ta skupiona wokół Henryka Bąka, oparta była na więzach koleżeńskich sięgających nawet czasów wspólnej konspiracji lat 1948-1952, a następnie - po wyjściu z więzienia w latach 1956-1957- wspólnego borykania się z losem na wolności. W 1968 r. grupa Bąka powołała do życia "Bibliotekę Ludową", której celem było upowszechnienie czytelnictwa. Powołanie pisma "Postęp" - jak wspominał Herman Dąbrowski - było wywołane m.in. robotniczym protestem z czerwca 1976 r., a także poczuciem osamotnienia, w tym (jak to odczuwał) brakiem poparcia ze strony Episkopatu polski. We wrześniu 1978 r. grupa ta powołała Tymczasowy Komitet Związku Zawodowego Rolników, wprowadzając do swego programu postulaty społeczno-ekonomiczne. W lipcu 1978 r. na Lubelszczyźnie powstał Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Lubelskiej, którego animatorem był Janusz Rożek, żołnierz BCh i AK, wcześniej już organizujący rolnicze protesty, od jesieni 1977 r. związany z ROPCiO. Komitet liczył ponad 200 osób z 20 okolicznych wsi. Dzięki pośrednictwu o. Ludwika Wiśniewskiego, dominikanina z Lublina, do pobliskiego Milejowa zaczęli docierać warszawscy opozycjoniści, głównie z kręgu KOR- i ROPCiO. Jego inicjatywy zmierzały do tego, by chłopi sami potrafili się bronić, niestety pod wpływem działań SB i presji, a także aresztowania Rożka, jesienią 1978 r. Komitet został rozbity i rozwiązany. Skuteczne okazały się m.in. plotki agentów SB, o tym, że m.in. Rożek brał pieniądze od Niemców.
Z kolei, Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej w Zbroszy Dużej, we wrześniu 1978 r. liczył już 35 osób. Jak wspominał ks. Sadłowski, Jacek Kuroń i Adam Michnik sugerowali by Komitet przenieść do budynku Straży Pożarnej, ale prymas wsparł kapłana twierdząc, że kościół należy nie do kurii a do wiernych, bo oni go wywalczyli. W II 1980 r. ksiądz został brutalnie zatrzymany przez SB, a następnie przesłuchiwany.
W listopadzie zaś 1978 r. , 12 XI, powstał w Łowisku Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Rzeszowskiej. Tamtejsza Spółdzielnia Kółek Rolniczych w Kamieniu bezprawnie zabierała chłopom ziemię, w myśl oprotestowanej – także przez EP - ustawy. W rezolucji opracowanej przez Wiesława P. Kęcika, czytamy m.in. „Żądamy wycofania kar więzienia i kar pieniężnych nałożonych na budowę plebanii”.
Zaczęła się pojawiać na wsi prasa chłopska, niezależna, oprócz „Postępu” H. Bąka: „Placówka” i „Niezależny Ruch Chłopski” w Zbroszy, od IV 1979 r., „Gospodarz”, czy też „Biuletyn Informacyjny Komitetu Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej”. W sierpniu 1980 r. ze Zbroszy Dużej do Gdańska dotarł z przekazem solidarności od rolników dla robotników, ks. Stanisław Małkowski.
Na bazie zatem i opozycji (głównie KOR), jak i ruchu chłopskiego związanego z Kościołem w 1980 r. – jeszcze w trakcie strajków robotniczych – zaczął powstawać niezależny ruch chłopski, wielowątkowy, początkowo rozbity. Poparcia mu udzielił Kościół, w tym bpi i lokalni proboszczowie: „W wielu miejscowościach pomieszczenia kościelne służyły do organizowania pierwszych zebrań nowych związków”. – pisał Andrzej Kaczorowski. Brak akceptacji władz dla nowego ruchu - jak wiadomo pierwsza próba rejestracji kilku związków chłopskich m.in. ZZ Ziemi Dobrzyńskiej i Kujaw nie powiodła się w X 1980 r., pod pozorem iż członkami związku zawodowego nie mogli być pracodawcy - jednocześnie właściciele a nie pracobiorcy, spowodował mocne wsparcie ze strony EP i osobiście prymasa Wyszyńskiego. Już wcześniej, we wrześniu 1980 r. ks. prymas spotkał się z Wałęsą: „Na zakończenie rozmowy p. Wałęsa prosił Księdza Prymasa o pomoc, szczególnie w opracowywaniu statutów samorządnych, niezależnych związków zawodowych”. (Przymiotnik „samorządny” znalazł się w nazwie Związku za sprawą ks. Prymasa, który zaproponował stronie solidarnościowej, by zrezygnowali z przymiotnika „wolny”). Oczywiście jako znawca zagadnienia związków zawodowych, które sam współtworzył we Włocławku, przyjął prośbę.
W grudniu 1980 r. I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania miał, podczas swego pobytu w Moskwie, usłyszeć, iż towarzysze sowieccy nigdy nie wyrażą zgody na rejestrację związku rolników indywidualnych. Według protokołów RG EP z 9 XII 1980 r. ks. prymas z jednej strony wyraził swój niepokój z racji groźby interwencji sowieckiej, z drugiej strony zaś podtrzymał swe zdanie: „Od samego początku kontaktuje się z przywódcami ruchu [„S”]. Powinien to być ruch wyzwolenia społecznego-narodowego, który zadba o poprawę warunków pracy. W tym duchu do nich przemawiam”. Z kolei, podczas kolejnego posiedzenia Rady Głównej z 10 II 1981 r., gdy trwały strajki chłopskie zakończone wkrótce porozumieniami ustrzycko-rzeszowskimi, ks. Prymas dowodził: „Są też sprawy zasadnicze, związane z ruchem Solidarności, który dzisiaj jest już zagadnieniem nie tylko związków zawodowych, ale hasłem jakiejś walki o poszerzenie wolności i sprawiedliwości”. I komentował wprost postawę władz, stale wzbraniającą się przed rejestracją organizacji rolników: „Problem zatwierdzenia solidarności wiejskiej. To jest bardzo drastyczny problem, który usiłowałem ustawić tłumacząc [rządzącym, podczas rozmowy z S. Kanią], że prawo zrzeszania się nie jest prawem nadanym, tylko jest prawem wrodzonym, prawem własnym, prawem naturalnym, a może być wzmocnione przez prawo indywidualne. […] Państwo nie nadaje tego prawa, tylko daje gwarancję, że stanie w obronie tego indywidualnego prawa rolnika. Musi więc uznać istnienie zrzeszeń rolniczych dla celów indywidualnych. Inne organizacje nie odpowiadają temu prawu”. W tym czasie, partia komunistyczna chciała wtłoczyć buntujących się chłopów w zastane struktury kółek rolniczych, mamiąc ich ewentualną reformą nomenklaturowej organizacji. Partia, zdaniem prymasa Wyszyńskeigo, była nadto przewrażliwiona, bojąc się powstania – obok ZSL – autentycznej partii politycznej nawiązującej do dorobku PSL z lat 1945 – 1947.
Efektem twardego stanowiska ks. prymasa była także treść komunikatu RG EP z 10 II: „W pierwszym rzędzie trzeba rolnikom zagwarantować pewność własności uprawianej ziemi i uznać ich prawo do swobodnego zrzeszania się zawodowego”. Bo to prawo naturalne: „Gdy te prawa będą zagwarantowane można będzie oczekiwać od rolników większego umiłowania ziemi, aby ona wydawała lepsze plony i żywiła cały naród”.
Stan zdrowia Kardynała nie pozwalał mu na bezpośrednie zaangazowanie się na recz rolników. W newralgicznych momentach (jak choćby z okazji kolejnych strajków i podczasprowokacji bydgoskiej, wysyłał „w teren” swoich przedstawicieli: bpa Bronisława Dąbrowskiego i dr Romualda Kukołowicza. Jednak uczestniczył prymas – swoim słowem – w poznańskim I Ogólnopolskim Zjeździe Delegatów NSZZ RI „S”, na który przybyło ok. 1500 osób; odczytano tam telegram prymasa. Poufne rozmowy w III – IV 1981 r. w imieniu prymasa prowadził także wspomniany dr Romuald Kukołowicz. Właściwie już 12 IV 1981 r. władze podjęły pozytywną decyzje o rejestracji, o czym Ogólnopolski Komitet Założycielski Związku powstały w Poznaniu poinformował właśnie Kukołowicz.
Jeszcze w marcu 1981 r. – w ostatniej rozmowie z premierem Jaruzelskim, żądał rejestracji NSZZ „S” RI; mówił o tym , na Miodowej do delegacji KKP „S” 28 III 1981 r. , w okresie konfliktu bydgoskiego: „W rozmowie z premierem postulowałem: Panowie załatwiajcie jak najszybciej sprawę Bydgoszczy i sprawę Solidarności Wiejskiej. […] Proszę Pana, rząd może i powinien orzec, że z uwagi na specjalne zadania żywicieli kraju, przysługuje rolnikom indywidualnym prawo zrzeszania się oraz szczególna opieka i pomoc ze strony władz państwowych i administracyjnych”; rozmawiał ponad 3 godziny. „Rozkładajcie na raty wasze postulaty”; Prymas powtórzył swoje słowa o prawie rolników indywidualnych do zrzeszania się także 2 IV 1981 r. – „nie dać sobie wydrzeć ziemi”; „wieś polska musi być zaludniona”, i zakończył spotkanie z delegacją „S”: „Błogosławię Was i wasze godziwe poczynania”. Już mocno schorowany pisał w swoich zapiskach, 1 maja 1981 r.: „Rewolucja pokojowa w Polsce czyni dalsze swoje postępy i przerabia dotychczasowy model. […] Miasto było ubrane w sztandary narodowe”, a pod datą 3 V pisał, niejako odczytując nowe znaki dla Kościoła w Polsce: „Po wywalczeniu przez Episkopat prawa związków zawodowych dla rolników indywidualnych powstała wielka baza społeczna dla pracy Kościoła – przemysł i wieś”. Robotnicy i chłopi- w latach 80-tych: Duszpasterstwo Ludzi Pracy i Duszpasterstwo ds. rolników indywidualnych. Przy jego łóżku odbywały się stale konsultacje, rozmowy. Do końca doradzał Sekretarzowi EP.
Władze komunistyczne ostatecznie zgodziły się na utworzenie NSZZ „S” RI i zarejestrowały ją 12 V1981 r. Ma to wymiar symboliczny. Tego samego dnia umierający prymas odprawił swą ostatnią w życiu mszę św., w 35 rocznicę swej konsekracji biskupiej. To także ostatni dzień zapisu w prowadzonych przez niego od jesieni 1948 r. (z przerwami w początkach lat 50-tych) Pro memoria (Zapiski). Następnego dnia na placu św. Piotra zamachowiec turecki chciał zabić papieża Jana PawłaII, ostatecznie raniąc go groźnie. Prymas prosił w modlitwach, by Bóg zabrał go do siebie, a pozwolił papieżowi kontynuować swą misję na ziemi. Został wysłuchany. Dnia 22 maja miało miejsce pożegnanie prymasa z członkami RG EP. Wspominał o „Solidarności”, dziękował wszystkim nie zostawiając za sobą urazy, w tym obecnym podczas tego smutnego spotkania biskupom Bronisławowi Dąbrowskiemu i Ignacemu Tokarczukowi. Prymas zmarł 28 V 1981 r.