Byłem zszokowany, gdy w 1990 r. na spotkaniu w mieszkaniu Czesława Bieleckiego, słuchałem opinii Jakuba Karpińskiego, że przyczyną „kontraktu" okrągłego stołu i wynikająca z niego niemożność zbudowania w Polsce demokracji jest skutkiem wcześniejszego utworzenia szerokiej i licznej „opozycji demokratycznej".
Karpiński wskazywał na odmienną sytuację w Czechosłowacji, gdzie taka opozycja praktycznie nie istniała, co umożliwiło odsunięcie od władzy elit komunistycznych. W Karcie`77 było za mało agentów, żeby obsadzić nimi urzędy nowego państwa.

W PRL istnienie szerokiej opozycji umożliwiło władzom umieszczenie w niej potężnej grupy tajnych współpracowników komunistycznej policji politycznej. To właśnie tacy działacze stali się jej elitą i skutecznie eliminowali ludzi nastawionych niepodległościowo i antykomunistycznie. Następnie środowisko zdominowane przez agenturę SB i WSW, jako tzw. opozycja konstruktywna, zostało dokooptowane przez właścicieli PRL do współrządzenia PRL-bis.

Ruch Solidarności, z powodu swej masowości, był niemożliwy do szybkiego zdominowania przez nowo werbowaną agenturę i dlatego musiał zostać rozbity wprowadzeniem stanu wojennego. Wyłonienie się nowych przywódców społecznych, jako działaczy Solidarności, znacznie osłabiło znaczenie opozycji „przedsierpniowej" i trzeba było wielu lat i wielu zabiegów Kiszczaka zanim przywrócony został stan umożliwiający „dialog" katów z wyznaczonymi przez nich reprezentantami ofiar.

Ale jeszcze większym szokiem niż diagnoza Karpińskiego jest fakt, że układ zbudowany przy okrągłym po dwudziestu latach nadal stole trzyma się mocno. Pomimo szamotania się „oszołomów" i „mocherów" spokój panuje w Warszawie. Był rząd Jana Olszewskiego i został zniszczony. Był rząd Jarosława Kaczyńskiego i został usunięty. Był prezydent Lech Kaczyński i zginął. Przed paroma miesiącami „opozycja konstruktywna" święciła na Zamku swoje kolejne zwycięstwo nie wstydząc się swego patrona - zdrajcy, zbrodniarza, pierwszego prezydenta III RP.

Dzisiejsze kierownictwo państwa nie jest już zdominowane przez byłą agenturę. Jak się więc to dzieje, że prezydent niepodległej Rzeczypospolitej na swego „doradcę strategicznego" powołuje ostatniego premiera PRL? Jak jest możliwe, że premierem pozostaje „macher z zaplecza", który z polskością ma tyle wspólnego, że mu ona przeszkadza? Dlaczego Polską nadal kieruje koalicja postkomunistów i „konstruktywnej opozycji" od Jaruzelskiego?

Nie wiem tego. Nie rozumiem tego zjawiska. Mam tylko poczucie, że musi istnieć jakieś wyjaśnienie sprtzeczności pomiędzy poświęceniem w walce z komunizmem takich ludzi jak Stefan Niesiołowski i Andrzej Czuma, a ich dzisiejszym upadkiem w służbę partii skonstruowanej przez generała Czempińskiego. Z pewnością istnieje jakieś wytłumaczenie przeobrażenia się Adama Michnika z więźnia komunizmu w przyjaciela Kiszczaka i obrońcę PRL-bis. Musi być jakaś przyczyna ześliźnięcia się Bronisława Komorowskiego z fundamentalnego narodowca w człowieka do wynajęcia (a Ireny Wóycickiej w wynajęciu się takiemu człowiekowi do udziału we mszy świętej). Przecież nawet sam „macher" też nie zawsze był pozbawiony zasad.

Ktoś dobrze znający Mazowieckiego powiedział mi, że przyczyną jego służalczości była, paradoksalnie, pycha. To pycha kazała mu płaszczyć się przed stalinowskimi bandziorami i uderzać nożem w plecy Kościoła. To pycha mówiła przez niego, gdy w maju 1988 r. krzyczał do Wałęsy - „Pan wlazł po naszych plecach!" To pycha uczyniła go obrońcą prezydentury Jaruzelskiego, a później pchała go do walki o następstwo. To pycha hodowała w nim przekonanie, że podłość może zaprowadzić nicość na wyżyny. Człowiek przeżarty pychą stał się nauczycielem polityki bez moralności dla całego pokolenia działaczy państwowych.

Dlaczego ci działacze opozycji, którzy nie byli agentami SB, przykładem generała Zajączka, zamiast wierności wybrali Pałac Namiestnikowski? To też pycha paraliżuje sumienia do tego stopnia, że odmawiają przyznania się do współodpowiedzialności za katastrofę smoleńską i mord łódzki? Zrozumieli, że jeśli posłuchają wezwania - „Bądź wierny. Idź.", to stracą wszelkie szanse na karierę, ale jeśli staną przy układzie, to ich będzie salon i żyrandol? Czy dlatego przystąpili do gangu „konstruktywnych", że dostrzegli niemożność dostania się na wyżyny PRL-bis bez podpisania cyrografu z WSI? Czy gromady szwoleżerów opozycji lat 70., uznały, że Polska była, jest i zawsze będzie rosyjsko-niemieckim kondominium, więc zadaniem ludzi rozumnych jest przerabianie patriotycznej legendy na osobistą korzyść?

Fenomen przeciwstawienia się własnej przeszłości przez tak dużą część działaczy „opozycji" powinien zostać zbadany. Bez tej wiedzy Polska nie będzie ani wolna, ani demokratyczna.