W tym roku minęła kolejna rocznica wyzwolenia przez Armię Amerykańską niemieckiego obozu koncentracyjnego Dachau. Miejsce to stało się centralnym ośrodkiem eksterminacji duchowieństwa w okupowanej Europie, a w szczególności duchowieństwa polskiego. W Dachau uwięziono 1780 polskich kapłanów, z czego zmarło 868. Wszystko, co działo się w tym niemieckim, nazistowskim obozie było podporządkowane zasadzie: człowiek jest numerem bez wartości. Odbierano mu nazwisko, ubranie, przedmioty osobiste i prawo do ludzkiego traktowania. W środku tego piekła, jakim było życie w KL Dachau, które odczłowieczało i poniżało, polscy kapłani katoliccy zachowali ludzką godność. Zapominając o własnej nędzy służyli innym cierpiącym. Wiedzieli, że na ich Świadectwo czekali wszyscy współwięźniowie. Wiedzieli, że dawać świadectwo to ich powołanie, niezależnie od warunków i czasu.

Papież Jan Paweł II, wynosząc wielu z nich w poczet błogosławionych, w 50. rocznicę wyzwolenia obozu przypomniał światu o ofiarach, jakie w czasie II wojny światowej poniósł Kościół katolicki w Polsce: „Łączę się w modlitwie z Księżmi, byłymi więźniami obozu koncentracyjnego w Dachau. Żadne słowo nie zdoła wyrazić pełni cierpienia, poniżenia, bólu fizycznego i duchowej udręki, jakie stały się Waszym udziałem. W czasie ucisku i poniżenia, w miejscu rozszalałego zła, pozostaliście niezłomni i wierni. W otchłani okrucieństwa i nienawiści, tam gdzie postanowiono zniszczyć biologicznie człowieka i podeptać jego godność, trwaliście mężnie i heroicznie, jak zwiastunowie nowej cywilizacji, opartej na prawdzie, dobru, szacunku do życia i sprawiedliwości.”

W 1972 roku na zewnętrznej ścianie Kaplicy „Śmiertelnego Lęku Pana Jezusa” znajdującej się na terenie KL Dachau polscy kapłani, byli więźniowie umieścili tablicę pamiątkową. Napis w języku polskim brzmi:

Tu w Dachau, co trzeci zamęczony był Polakiem,
Co drugi z więzionych tu księży Polskich
złożył ofiarę życia.

Ich Świętą pamięć czczą Księża Polacy –

Współwięźniowie.

Śp. ks. Bp Kazimierz Majdański (numer obozowy 22829), więzień, który przeżył Dachau, 29 kwietnia 1991 r. zwrócił się do współtowarzyszy – więźniów z apelem, ażeby spisywali wspomnienia obozowe o sobie i o kolegach, albowiem – jak zaznaczył – „przez długie lata prawda o martyrologii duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej była przemilczana na podobieństwo prawdy o ofiarach Katynia.” Zebrane dzięki temu wspomnienia polskich księży, więźniów KL Dachu, to świadectwa niezwykłego heroizmu oraz wiary w Boga i człowieka. Potrzeba przypomnienia przeżyć księży polskich, ofiar obozu KL Dachau jest tym bardziej uzasadniona, gdyż dopiero w 2000 r. udostępniono publicznie więzienie obozowe, a w 2002 i 2003 r. otwarto ostatnią część Muzeum KL Dachau ukazującą rozwój obozu od 1933 r. do jego wyzwolenia w 1945 r. Także władze PRL świadomie unikały nagłośnienia skali tragedii jaka dotknęła polskie duchowieństwo.

Dachau

W pobliżu miasteczka Dachau w Bawarii, piętnaście kilometrów na północny zachód od Monachium, 22 marca 1933 r. z rozkazu Heinricha Himmlera założono pierwszy obóz koncentracyjny w Niemczech. Podstawą jego istnienia było rozporządzenie „o ochronie narodu i państwa” z dnia 28 lutego 1933 r. Powstał na specjalnie w tym celu wybranym bagnistym terenie o niezdrowym, wilgotnym górskim klimacie, szczególnie dokuczliwym jesienią i zimą, gdy więźniowie godzinami musieli stać na placu apelowym. Plac był miejscem porannych i wieczornych apeli, czasami wielogodzinnych. Z tego placu wyruszały do pracy i tu powracały kolumny więźniów. Na placu apelowym wykonywano karę chłosty, przeprowadzano selekcję słabych więźniów do likwidacji. Z placu apelowego wchodziło się w piękną, obsadzoną drzewami aleję, przy której znajdowały się baraki mieszkalne więźniów. Od 1940 r. obóz zaludnili więźniowie z wszystkich krajów podbitej Europy. Celem obozu koncentracyjnego było wyniszczenie elit podbitych narodów poprzez morderczą pracę, zimno, głód, tortury i badania pseudomedyczne.

Po kampanii wrześniowej 1939 r. Dachau został wprzęgnięty w niemiecka akcję niszczenia polskiej inteligencji i życia religijnego na okupowanych polskich ziemiach Rzeczypospolitej. Powodzenie tej akcji było dla Niemców jednym z warunków realizacji programu wyniszczenia narodu polskiego. Na obszarach wcielonych do Rzeszy, w Wielkopolsce, Pomorzu i Śląsku już w październiku 1939 r. pozamykano większość kościołów – wiele z nich było nieczynnych przez całą wojnę. Masowo aresztowano księży. Ci których nie rozstrzelano w ramach „Intelligenzaktion“ mieli trafić do obozów koncentracyjnych. Pierwsze, duże transporty księży polskich do Dachau przybyły w kwietniu i maju 1940 r. W następnych latach ilość przywożonych księży zmniejszyła się. W grudniu 1940 r. na skutek mozolnych zabiegów Watykanu nastąpiła tutaj komasacja księży z innych obozów: Sachsenhausen, Mauthausen-Gusen i Oranenburg. Kapłanom polskim nie wolno było już odprawiać mszy świętej, odmawiać brewiarza, modlić się i mieć przy sobie jakiegokolwiek przedmiotu kultu religijnego. Zakazano niesienia pomocy duchowej umierającym więźniom. Mimo tych zakazów kapłani zorganizowali na terenie obozu „ukryte” życie religijne. Wkrótce za pośrednictwem komand wyjazdowych, pracujących w Monachium, postarali się o hostie, komunikanty i w więziennych pasiakach potajemnie odprawiali msze święte.

Praca

W początkowym okresie funkcjonowania obozu praca stosowana była jako środek wychowawczy w myśl hasła „Arbeit macht frei”. W latach 1940-1941 praca była jednym ze sposobów zabijania. Dopiero po klęsce Niemiec pod Stalingradem praca miała służyć Rzeszy. Dzień obozowy rozpoczynał się pobudką, latem o godzinie 4. zimą o 5. Na rozkaz izbowego, na jego gwizdek, więźniowie wyskakiwali z łóżek i biegli do umywalek wśród krzyków i bicia. Po umyciu się, zaścieleniu łóżek i wypiciu czarnej „kawy” wszyscy niezależnie od pogody i stanu zdrowia musieli wyjść z bloku na dwór. Ustawieni w dziesiątki maszerowali na plac apelowy. Potem następowało „Mützen ab!” Po apelu padała komenda „Arbeitskomando formiert!” i wszyscy biegiem pędzili do swoich komend pracy. Każda grupa miała swojego kapo. Praca –z przerwą na obiad - trwała do godziny 19.

W samym Dachau większość duchowieństwa pracowała na tzw. „plantagach”, polach przylegających do obozu. Na obszarze 170 hektarów uprawiano wszelkiego rodzaju zioła lecznicze i rośliny. Praca na plantacjach należała do najcięższych - zabijała. Latem, w upalne dni dokuczało górskie słońce, zimą deszcz, mróz i śnieg. Każdego dnia, po pracy na taczkach wieziono umierających lub zmarłych z głodu i wycieńczenia. Właśnie na plantacjach największa ilość księży straciła zdrowie i życie. „W naszym obozie – wspominał ks. Bp Franciszek Korszyńki (numer 22546) – nie było zwierząt pociągowych, musieli je więc zastąpić ludzie. Ludzi zaprzęgano do pługa przy usuwaniu śniegu z obozu, do wozów, do bron przy uprawie roli, a nawet do wału ugniatającego szosę. Jeszcze dziś żywo mam w pamięci obozowy obrazek przedstawiający budowę szosy. Kilku czy kilkunastu więźniów z wyciągniętymi szyjami, z wygiętymi w pałąk plecami ciągnie olbrzymi ciężki wał, inni więźniowie pchają ten wał, a kapo im przygaduje. Wśród tych niewolników dwudziestego wieku widzę prawie samych księży polskich. W świetle naszej religii praca jest czymś szlachetnym, wartościowym, wzniosłym, ale kiedy jest ponad siły człowieka lub kiedy wykonywana jest w nieodpowiednich warunkach –jest wielkim cierpieniem. Tak było w Dachau z naszą pracą fizyczną”.

Do obowiązków kapłanów należało także noszenie trzy razy dziennie posiłków dla całego obozu -„polskie klechy podają do stołu”. Kto nie mógł udźwignąć kotła był bity i kopany. Tam były kotły po 50 i 100 litrów -

Głód

Jedną z największych udręk był głód. Na śniadanie dawano czarną, niesłodzoną „kawę” i kawałek chleba, który wydzielano na całą dobę. Na obiad zupa z kapusty lub brukwi, czasami przez kilkanaście tygodni z rzędu. W zupach nie było tłuszczu. Na kolację ziemniaki w łupinach lub kawałek chleba z margaryną, czasami z marmoladą. Niekiedy w niedzielę 2-3 gramy kiełbasy. Rok 1942 był najtragiczniejszy w historii obozu, nawet te głodowe racje były zmniejszone. Śmiertelność wśród księży tego roku była zatrważająca. Waga więźnia nie przekraczała często 40 kilogramów. Głód towarzyszący człowiekowi od rana do wieczora nie pozwalał myśleć o niczym innym, jak tylko o jednym, w jaki sposób zdobyć kawałek chleba. Niektórzy byli tak opuchnięci z głodu, iż nie mogli się poruszać. Inni przerażająco wychudzeni. Nazywano ich „muzułmanami”. Z niedożywienia ludzie zapadali na różne, dziwne choroby, ich ciała pokrywały ogromne, ropiejące wrzody, dokuczały choroby skóry. Jedzono wszystko co nadawało się dojedzenia: najrozmaitsze trawy, kwiaty, zgniłe warzywa, żaby, dżdżownice, jeże. Za zjedzenie marchwi lub ziemniaka w trakcie pracy w warzywniku lub na terenie obozu groziła surowa kara.

Ojciec Kajetan Stanisław Ambrożkiewicz (numer 22383), opowiadał o solidarności więźniów: „Wiedzieliśmy z doświadczenia, że człowieka, który umiera z głodu, można uratować od śmierci, albo odsunąć ją pomnażając przez dwa tygodnie jego głodową porcję żywności o parę ziemniaków lub pół litra zupy. Postanowiliśmy, że w czasie obiadu jeden z naszej grupy obejdzie z kubkiem tych współbraci, którzy się jeszcze jakoś trzymają. Każdy z nich włoży do kubka łyżkę, czy parę łyżek zupy. Tym kubkiem zupy będziemy wzmacniać co dzień przez dwa tygodnie naszych braci najbardziej osłabionych. Zebranymi łyżkami zupy od nie tak głodnych pragnęliśmy ratować głodniejszych. To pozwalało wierzyć, że w tej zwartej gromadzie można przetrwać i najgorsze czasy”.

Blok inwalidów - Hartheim

Od 1942 r. nowym lękiem napawały transporty inwalidów. Do grupy tych więźniów zaliczono chorych, inteligencję, księży, niezdolnych do pracy. W samym tylko 1942 r. do krematorium w Zamku w Hartheim k/ Linzu wywieziono 32 transporty, prawie 3200 ludzi zagazowano i spalono, w tym wielu księży. W tzw. INVALIDEN TRANSPORT wywieziono do komór gazowych 310 polskich kapłanów. Wielu zagazowano w specjalnie w tym celu przygotowanych samochodach zanim dotarli do Hartheim, tam ich zwłoki palono w krematorium.

Kary

Do najczęściej stosowanych należała kara chłosty oraz godzina słupka. Kara chłosty wymierzana była na specjalnym „koźle” do którego przywiązywano więźnia. Najniższą karą było 25 uderzeń, najwyższą tyle, że więzień umierał.

Karę słupka wykonywano w łaźni. Skazanych wieszano pojedynczo na przymocowanych do sufitu hakach. Tak wspomina karę słupka Ojciec Kajetan Stanisław Ambrożkiewicz: „Egzekucje wykonywał kąpielowy w łaźni. Gdy przyszła kolej na nas, rozpięliśmy koszule i każdy stanął pod wyznaczonym hakiem. Wszedłem na wysoki stołek, który postawił pod moim hakiem kąpielowy. Dłonie złożyłem na plecach zewnętrzną stroną do siebie. Gdy kąpielowy skrępowawszy je łańcuchem w nadgarstku, podciągnął ręce do góry, ja z całych sil trzymałem je przy plecach, by mieć potem nieco „luzu”… Kąpielowy zahaczył łańcuch o hak umieszczony w suficie, a ja skoczyłem ze stołka delikatnie przed siebie. Kto się ociągał, temu wyrywano go spod nóg. Czasami obecny przy wymierzaniu kary esesman okręcał wiszącego na łańcuchu, aż do oporu, a potem gwałtownie puszczał. Ból był tak ogromny, iż powieszony wył i często popadał w omdlenie. Ja miałem wtedy 27 lat, niecałe 60 kg wagi i wiele dumy młodego Polaka, który nie miał ochoty pokazać wrogowi, że go boli… i wtedy esesmani kazali odprawić mi mszę św. Płynęły spokojnie moje słowa łacińskie. Tylko od czasu do czasu rozpryskiwały się dźwięcznie na posadzce krople potu ściekające z umęczonych czół i powieszonych ciał.” Przez taką kaźń przeszły setki polskich kapłanów. Po jednej godzinie „słupka” więzień nie władał przez kilka dni lub tygodni dłońmi, a często tracił palce lub dłonie z wywiązującej się gangreny.

Stacje doświadczalne

W ludobójstwo zaangażowali się także niemieccy lekarze. W KL Dachau w 1940 r. w baraku nr 5 utworzono tzw. stacje doświadczalne, w których niemieccy lekarze, przeprowadzali pseudomedyczne eksperymenty na zdrowych więźniach. Do doświadczeń wybierali najczęściej polskich kapłanów. Zarażali malarią, ropowicą [flegmoną], żółtaczką. Dla celów lotniczych przeprowadzali badania w komorach ciśnieniowych i zamrażali więźniów. Czasami usiłowano przywrócić ich do życia, co kilkakrotnie się udało. Przeważnie jednak dokonywano sekcji zwłok. Jeśli więzień nie był przeznaczony do natychmiastowej sekcji przeprowadzano ogrzewanie ciepłym powietrzem, a w pewnym okresie ciepłem ciała ludzkiego. Na zdrowych i młodych więźniach robiono zabiegi operacyjne najpierw w celu szkolenia techniki operacyjnej. Po doświadczeniach w komorze ciśnieniowej pozostały przerażające zdjęcia, wykonywane w celu uchwycenia reakcji człowieka na gwałtowne zmiany ciśnienia.

Wyzwolenie

29 kwietnia 1945 roku o godzinie 17.25, obóz został zdobyty przez niewielki oddział żołnierzy amerykańskich. Na powitanie żołnierzy wybiegli wszyscy, którzy mogli się poruszać. Słyszało się niemilknącą, różnojęzyczną radość. W kaplicy, w baraku 26 odprawiono nabożeństwo. Amerykanie byli przerażeni tym, co zastali w obozie. Przed krematorium piętrzyły się stosy trupów. W przepełnionych barakach żywi spali obok umarłych. Przed barakami leżeli ludzie dający słabe oznaki życia, zarośnięci, czarni. Radość z wyzwolenia obozu była tym większa, gdyż tego samego dnia wśród więźniów rozeszła się wieść, iż w związku z rozkazem Heinricha Himmlera z dnia 14 kwietnia 1945 r., ma być dokonane zniszczenie całego obozu wraz z wszystkimi więźniami. Na zniszczenie obozu wyznaczono - 29 kwietnia 1945 r., godz. 21. Wyzwolenie księża uznali za cud. Polscy kapłani 22 kwietnia 1945 roku złożyli ślubowanie, iż ci którzy przeżyją obóz, będą pielgrzymować do św. Józefa w Kaliszu w podzięce za wybawienie.

William W. Quinn, oficer U.S. Army, napisał w sprawozdaniu z wyzwolenia obozu: „Dachau, 1933-1945, pozostanie na zawsze jako jeden z najstraszliwszych w historii symboli barbarzyństwa. Oddziały nasze zastały tam widoki tak straszne, że aż nie do uwierzenia, okrucieństwa tak ogromne, że aż niepojęte dla normalnego umysłu. Dachau i śmierć są synonimami.”