Zaproszenie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego do Rady Bezpieczeństwa Narodowego gen Jaruzelskiego, oskarżonego m.in. o sprawstwo kierownicze w masakrze ludności cywilnej na Wybrzeżu w 1970 roku, a także o udział w związku przestępczym – WRON, jest bardzo bolesne dla wielu bohaterów Solidarności. Wygląda jak akt symbolicznej agresji wobec tych, którzy cierpieli za wolną Polskę i o nią walczyli.

„Solidarność” to największy zryw wolnościowy, jaki dokonał się na świecie po II wojnie światowej. Była jedną z najważniejszych spraw, jakie zdarzyły się ludzkości w II poł. XX wieku.

Czy to, co nam mówi wybitny socjolog francuski Alain Touraine, ma dziś dla nas jakiekolwiek znaczenie? Czy mimo wszystko pamięć Solidarności może trwać?

Ludzie zaczynają liczyć siebie – liczą siebie, widzimy, ilu nas jest.(...) Odradza się w nas Solidarność …czujemy to samo, co pod bramą stoczni – wreszcie można głośno powiedzieć – jak w sierpniu 80 roku.

Te słowa Ewa Stankiewicz zarejestrowała w dniach po katastrofie smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu. Ludzie pod pałacem prezydenckim, przywołując doświadczenie sprzed 30 lat, sami wskazali tytuł filmu – Solidarni 2010.

Potrzeba prawdy i głód godności, odwaga mówienia głośno o najważniejszych dla Polski sprawach, jak w sierpniu w 80 roku, tak i w kwietniu 2010, jednoczy ludzi. Stojąc w gigantycznych kolejkach, mówili: to wielogodzinne czuwanie nie tylko przywraca nieżyjącemu prezydentowi godność, ale również nadaje godność i podmiotowość nam – odradzającej się tu wspólnocie. Jak w te sławetne 16 miesięcy po sierpniu 1980.

Jak wielkie wrażenie na francuskim myślicielu zrobiła ta wspólnota– ilustrują jego słowa:

„Solidarność” jest jednym z niewielu pięknych, pozytywnych doświadczeń XX wieku. Analizowałem wiele społecznych ruchów, jednak żaden z nich nie zrobił ma mnie takiego wrażenia, jak „Solidarność”.

Jak potężnym zagrożeniem dla komunistów był ruch wolnych obywateli, ich wiara, odwaga, zaangażowanie i silna wola, by razem zmieniać swój los, pokazało wyprowadzenie wojska 13 grudnia przeciw własnemu narodowi. Decyzja Jaruzelskiego, by zniszczyć Solidarność, świadczy o panice, jaką ten ruch budził w obozie władzy. W funkcjonującym powszechnie, zwłaszcza wśród młodych ludzi, obrazie tamtego okresu, jest miejsce na kilka dat i nazwisk – Wałęsa, Gwiazda, Bujak, Frasyniuk, może Walentynowicz, Borusewicz. Ostatnio dołączyła Henryka Krzywonos. Wiadomo, że był sierpień ’80, stocznia, strajk, potem porozumienie. Był wprawdzie jakiś stan wojenny, ale Okrągły Stół sprawia, że o 13 grudnia nie wypada zbyt często przypominać.

Jakie były pragnienia, motywacje i wybory ludzi Solidarności – spytałem u źródeł. Przywołuję tu sylwetki ludzi opozycji lat 70/80 i NSZZ Solidarność. Wszyscy byli liderami ruchu, jednymi z głównych postaci związku i konspiracji w stanie wojennym. Wszystkich dotknęły brutalne represje – inwigilacja, więzienie, wykluczenie, utrata pracy – zablokowanie kariery naukowej i zawodowej. Dziś, po latach, większość z nich pozostała w cieniu. Nie otrzymali zaszczytnych funkcji, tytułów. Nie mieszczą się w obowiązującej narracji, którą ma przyswoić młode pokolenie.

Andrzej Michałowski (1946) – współtwórca Solidarności w Porcie Gdańskim, był jednym z najbardziej poszukiwanych działaczy podziemia solidarnościowego. Na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego zorganizował strajk okupacyjny: ...stocznię gdańską rozbili w jeden wieczór, w drugi wieczór tę bramę rozwalili. Tutaj (w porcie) się nie dało nas podejść. Ludzie stali na dachach z butelkami z benzyną.... jak (wejdzie) wojsko, to nie będziemy się bili, bo oni maja karabiny – nie ma sensu ludzi narażać, a z zomolami będziemy się bili. (...) Stały dwa składy wagonów z siarką, zostały przykryte matami słomianymi i oblane ropą, do tego były jeszcze składy pustych cystern po benzynie lotniczej i myśmy ogłosili, że z woli załogi następuje strajk okupacyjny, przejmujemy władzę, jesteśmy odpowiedzialni za cały port. (...) Baliśmy się wojska, bo ja pamiętam grudzień 70....

Do pacyfikacji portu gdańskiego władze użyły wojska.

Andrzejowi Michałowskiemu udało się uciec, uniknął aresztowania i przystąpił natychmiast do działalności w podziemiu. Inicjował wiele brawurowych akcji, m.in. 1.05.82 wielki kontr-pochód. Był organizatorem i kierownikiem tajnych drukarń, podpisywał apele imieniem i nazwiskiem. Dwukrotnie sądzony i skazywany. Za drugim razem prokurator Ring żądał 11 lat więzienia. Wyszedł na wolność, mimo że nie podpisał zobowiązania zaprzestania działalności antykomunistycznej.

Dziś Andrzej jest na skromnej emeryturze, mówi, że warto było, ale z goryczą dodaje: ....przecież nas gnębili, kopali, bili, zdradzali... i to byli funkcjonariusze, którzy dziś są zapraszani na salony. (...) nadal funkcjonariusze ci sami, ci sami sędziowie którzy nas sądzili w stanie wojennym... Nie ma rozliczenia tego okrutnego zła.

Ewa Kubasiewicz (1940) polonistka, taterniczka, miała rozpoczęty doktorat, pracowała w bibliotece w Wyższej Szkole Morskiej. Zorganizowała tam komisję zakładową, wybrana do Zarządu Regionu Solidarności Gdańskiej. Aresztowana w stanie wojennym za przygotowanie ulotek nawołujących do oporu, sądzona z dekretu o stanie wojennym (zakładał represje do kary śmierci włącznie). Dzisiaj wspomina: To był proces, w którym zapadły najwyższe wyroki – ja dostałam 10 lat. (...) Przez 14 godzin usiłowali mnie przesłuchiwać. Od razu powiedziałam, że nie odpowiem na żadne pytanie. Wyprowadzili mnie na korytarz – patrzę, w kajdankach prowadzą mojego syna. Chciałam do niego podejść, to facet mnie przytrzymał za ramię, jego też popchnęli, on tylko powiedział: Nie przejmuj się, mamo... Byłam dumna, że mój syn się w ten sposób zachowuje, a z drugiej strony to było bardzo ciężkie (...) Byłam w trzech więzieniach, w Gdańsku, w Fordonie i w Grudziądzu.

Na wieść o możliwości złagodzenia kary pod warunkiem podpisania prośby o ułaskawienie, w grypsie przemyconym z więzienia, zabroniła komukolwiek występować z prośbą o jej zwolnienie: To oprawcy powinni prosić o łaskę. Kiedy zapytałem, dlaczego się zdecydowała działać, odpowiada: Ludzie często mówili, że oni by tam coś zrobili, ale nie mogą, bo mają dzieci. A ja właśnie pomyślałam sobie, że ten mój syn może mi kiedyś zadać pytanie: Mamo, a ty się nie przeciwstawiłaś? Co ty robiłaś w tym czasie?

Po interwencjach Amnesty International zwolniona ze względu na stan zdrowia, natychmiast związała się z podziemiem – z Solidarnością Walczącą. Ja do tego doktoratu już nie wróciłam (...) Wolność kojarzy mi się z przyrodą, z naturą, z przestrzenią (...), ale jest wyższa wartość od zrobienia doktoratu czy wyjazdu w Tatry.

Leon Stobiecki (1933) – jeden z najbliższych współpracowników Lecha Wałęsy w okresie strajku oraz w czasie budowania struktur związku. Organizator strajku w grudniu 1970, uczestnik walk na ulicach Gdańska i świadek masakry. Dziś wspomina: ...wyszliśmy na ulicę – była piękna kostka. Jeden ze stoczniowców miał duży śrubokręt, wyjął pierwszą kostkę, to wszystkie kostki można było brać. (...) zaczęliśmy grzać w nich kamieniami i wtedy padły strzały. (...) widziałem na ulicy przejechanego czołgiem robotnika. Zmiażdżone nogi, ciało, tylko cała była głowa i czubki nóg. Miał na sobie przemysłowe buty, na czubkach blachy przed wypadkiem, kask. Dlatego wiem, że to był stoczniowiec... Kiedy pytam, dlaczego, pamiętając takie obrazy, nie bał się po 10 latach organizować strajk w stoczni, odpowiada: Ten system nie był zdolny rządzić 40-milionowym państwem i należało z nimi rozmawiać z pozycji siły. Nie mieliśmy karabinów, ale mieliśmy silną wolę.

Stobiecki był znienawidzony przez reżim, bo udało mu się przeprowadzić rzecz, wydaje się, nie do zrealizowania. Jako pracownik stoczni remontowej marynarki wojennej, był pracownikiem resortu i stworzył struktury Solidarności w MON. Potem dołączył całą zbrojeniówkę i MSW. Tego władze nie mogły mu darować. Po wypuszczeniu z więzienia nigdy nie został przywrócony do pracy. To zadecydowało, że dostaję dziś głodową emeryturę. Żona powtarza do dnia dzisiejszego „Mówiłam, że to ci jest niepotrzebne. Oni cię do niczego nie potrzebowali i nie wzięli, bo kim zostałeś? Nawet zwykłym ślusarzem nie zostałeś, bo nie mogłeś wrócić do pracy” – mówi Leon Stobiecki. Ci, co siedzieli w więzieniach, na skromnych rentach siedzą, a ci, co nas bili, dostali wyższe stopnie generalskie, dzisiaj mają wysokie pensje, są w różnych układach bankowych, w spółkach. (...) Niczego nie żałuję, bo o wolność się trzeba bić. Nawet jeśli to wymaga daniny krwi. Potem dodaje skromnie To nie jest Polska, o jakiej marzyłem. Najbardziej boli ta cisza w stoczni, że nie słyszę – a mieszkam blisko, tego, jak te młotki grały, jak dźwigi chodziły.. To była dla mnie najpiękniejsza muzyka. A dzisiaj? Cisza! Ale zrobiłbym to jeszcze raz. Bo miałem swój minimalny udział w tym, co 10 milionów ludzi zrobiło. Przeciw obłudzie – za prawdą.

Stanisław Fudakowski (1948) psycholog, uczestnik strajku w Stoczni w 1980 r., potem członek prezydium Zarządu Regionu NSZZ Solidarność. W stanie wojennym został skazany na 3,5 roku więzienia. Kiedy zapytałem go, jak rozumie słowo „wolność”, odpowiada: Bez prawdy nie ma wolności. Bez stanięcia w prawdzie o sobie – nie ma wolności (...) Jeżeli nie rozliczymy komunistów, nie nazwiemy zła złem, dobra dobrem, (nie trzeba nikogo zamykać, wieszać, nic z tych rzeczy) – nie dokonamy dekomunizacji, to przegramy następne pokolenie, które nie będzie miało układu odniesienia jako miary rozwoju. Tymczasem myśmy zamazali szybę i powiedzieli: wszystko jest OK. Teraz macie wpierniczać te kurczaki, kiełbasy... pić piwo – ile wlezie. No i co mamy? Mamy żerowisko, mamy przetwórnię warzywno-mięsną, ogłupiałą, a nie mamy podmiotów demokratycznego życia. Nie mamy ludzi myślących, decydujących, którzy mają rozeznanie moralne. Jak tego nie zrobimy, to z tego załgania nigdy nie wyjdziemy. Nigdy!!! To będzie największa nasza klęska. Będziemy mieli samochody, domy, wille, kasę, dziewczyny itd. A nie będziemy mieli kierunku, orientacji moralnej. Bośmy nie rozliczyli komuny. I jeszcze dajemy sobie wciskać kit i zachowujemy się biernie, a powinniśmy trzaskać pięścią w stół i krzyczeć! Taka jest diagnoza Stanisława Fudakowskiego.

Dużo jeździłem po świecie, ale nigdy nie spotkałem ludzi podobnych do tych z „Solidarności” – bezwarunkowo przywiązanych do wolności, ludzi którzy zdecydowali się wziąć na siebie całą odpowiedzialność za historię. Był to także jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia... – mówi Alain Tourine

Co zrobiliśmy z tym pięknem? Jak by wyglądała wolna Polska dziś, gdyby to, co reprezentują w kategoriach moralnych wspomniani bohaterowie, mogło stać się podwaliną tej nowej Polski, budowanej po 89 roku. Było punktem odniesienia dla ludzi którzy decydują się iść do polityki.

Dlaczego zamordowanie w grudniu 1981 roku tego wspaniałego potencjału, jaki odkryliśmy w sobie, dlaczego zniszczenie tej najważniejszej sprawy, jaka zdarzyła się ludzkości (nie Polakom, nie Europejczykom – ludzkości!) w II poł XX wieku – jak napisał to Alain Touraine, do dziś nie zostało jednoznacznie potępione jako zbrodnia?

Tekst ukazuje sie w całości w najnowszym numerze tygodnika „Przewodnik Katolicki“.