Twórcą, organizatorem i beneficjentem kampanii nienawiści przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz Prawu i Sprawiedliwości był i pozostaje Donald Tusk.
Bez jego inicjatywy i wspomagania kampania ta nie mogłaby zdominować polskiego życia politycznego, tak jak bez wyznaczenia przez Tuska ludzi nieuczciwych na kierownicze stanowiska w państwie nie byłoby afery hazardowej. Tak samo Palikot, Niesiołowski, czy Kutz i im podobne osobistości publiczne oraz dziennikarze nie mogliby szczuć ludzi zdezorientowanych lub podłych do nienawiści wobec Kościoła, PiS i Solidarności, wobec polskości nie zarażonej sowietyzmem.

Tusk jest człowiekiem o tak niskiej kulturze ogólnej, że gdy pozwoli sobie na wypowiedź spontaniczną łatwo ujawnia osobowość autorytarną (ubliżanie krzyżowi to wesoła zabawa w Hyde Park, plan kastracji pedofilów, groźby działania „na granicy prawa", „będzie siedział na 100 procent"). Choć nauczył się zasłaniania tych kompromitujących cech wyuczonym „językiem miłości", to pozostaje uzależniony od posługiwania się doradcami. Nie stać go na wystąpienie bez opracowania przez „sztab" odpowiedniego opakowania w formule PR i dlatego milczał po mordzie łódzkim przez kilka długich godzin.

Gdy w końcu zapamiętał, co ma wydukać na konferencji prasowej, stać go było tylko na zimne słowa o współczuciu rodzinie zamordowanego oraz „jego współpracownikom i środowisku politycznemu". Nazwa - Prawo i Sprawiedliwość - i nazwisko - Jarosław Kaczyński - nie przeszła protektorowi Palikota przez zaciśnięte usta. Nazwisko Kaczyńskiego ukrył, ale, faryzejsko wzywając do „złagodzenia języka", natychmiast oskarżył tych, w których zamach był wymierzony, o rozpętywanie "piekła negatywnych emocji" nazywając ich politykami „ziejącymi nienawiścią".

Autorytaryzm Tuska powoduje, że nienawiść jest dla niego naturalną potrzebą. Jako człowiek słaby, zbyt tchórzliwy, żeby się do swoich instynktów przyznać, wziąć za nie odpowiedzialność i podjąć z nimi walkę, używa polityki do realizacji swojej potrzeby nienawiści pod pretekstem walki ze złem, uzdrawiania państwa, eliminacji „kaczyzmu". Jako młody człowiek przyłożył rękę do mordu na rządzie Jana Olszewskiego i nigdy za to nie przeprosił; przeciwnie, zawsze chlubił się własną hańbą, jak choćby podczas kampanii 2005 r. Jako człowiek dojrzały coraz głębiej pogrąża się w odmętach wojny i pogardy dla własnego narodu.

Mam jednak poczucie, że współodpowiedzialność za przeobrażenie się „machera z zaplecza" w „dotknięte geniuszem" bożyszcze, ponoszą współpracujący z nim psycholodzy i psychoanalitycy, wspomagani przez stada „cyngli" z dominujących mediów. Bez nich, bez ich pomocy w zastosowaniu profesjonalnych narzędzi dostarczających odpowiednich metod dla przedstawiania wojny i pogardy, jako innego wyrazu miłości i zaufania, nie dałby sobie rady.

Tusk nauczył się języka insynuacji totalnej. Produkcji nienawiści podporządkował nawet konstrukcję partii. Swe marszałkowanie Stefan Niesiołowski zawdzięcza tylko temu mechanizmowi. Ale główne role odgrywają „frontman" Janusz Palikot i działający na zapleczu Jacek Santorski, ostatnio rządowy opiekun części rodzin, które straciły bliskich w katastrofie pod Smoleńskiem. Palikot do zbrodni wzywa wprost, a Santorski manipuluje wyobraźnią - w takiej „narracji miłości" porównanie „pielgrzymki" pod wodzą Anny Komorowskiej i złożenia wieńca przed Pałacem Prezydenckim przez Jarosława Kaczyńskiego opisuje się następująco: „Nabożeństwo miłości tam i nabożeństwo nienawiści tutaj w Warszawie".

Palikot i Santorski nazywający siebie wyznawcami „nabożeństwa miłości" są specjalistami od obrzędów zbliżonych raczej do „czarnych mszy". Ich niemiecki mistrz, psychoanalityk Bert Hellinger, wiązany z post-nazizmem i KGB, nauczał: „Naród Żydowski dopiero wtedy znajdzie pokój w sobie, ze swoimi arabskimi sąsiadami i ze światem, jeśli każdy, bez wyjątku każdy Żyd, odmówi pacierz za Hitlera." Kaznodziejstwo Santorskiego jest równie prymitywne: "Ludzie potrzebują lidera. A na poziomie atawistycznym lider to ktoś, kto ma przewagę i dystans w hierarchii /.../ choć Polak walczy o wolność, to lepiej funkcjonuje w układach z silnym, stanowczym liderem." Po takiej obróbce prosta wyznawczyni może połączyć się z wodzem w definicji spitej z jego ust podczas wygłaszanego expose: „A przecież nie chodzi o czyste sumienie jak mówi Bert Hellinger, jeden z największych filozofów i terapeutów naszych czasów, ale o połączenie świadomego i nieświadomego działania sumienia na wyższej płaszczyźnie, na płaszczyźnie duszy. Przekonał mnie Donald Tusk jasnymi i klarownymi intencjami głoszonymi z poziomu miłości - takiego poziomu świadomości, na którym wszyscy doświadczamy objawień i uniesień. Życzę mu, żeby wytrwał na tym poziomie wibracji, gdzie panuje spokój, mądrość, celowe i sensowne działanie, akceptacja i przebaczenie, pokora i stały inspirujący optymizm. Dołącz się do tych życzeń, utworzymy razem potężną siłę zasilającej energii, która popłynie z naszych serc dla jego działań, dla współpracy i współdziałania miedzy podziałami, dla dobra nas wszystkich. Niech się stanie cud."

Powinna powstać komisja badająca mord w Łodzi i jego zaplecze, a jednym z pól poddanych badaniu powinna stać się sprawa udziału psychologów i psychoterapeutów w tworzeniu narzędzi dla zbudowanego przez Tuska przemysłu nienawiści.