I.
Nie ma krzyczących murów
i w klapie Matki Boskiej,
stuku dalekopisów
w gmachu na Mokotowskiej ,
zdyszanych zebrań ,
czekanych wieści ,
występów, w klubach i stołówkach -
szary dzień jak ciasto się miesi
normalna bezsensu dniówka...
Gdzie ci wszyscy młodzi wariaci
z demograficznego wyżu
o twarzach jak u Grottgera -
w Wiedniu, czy w Paryżu?
Ktoś na wsi interes otwiera
ktoś paczki roznosi
za kimś chodzą codziennie,
ktoś z władzą się przeprosił
stracone pokolenie.
Gdzie ta jedność,
gdy cały kraj
stawał za trzech pobitych ?
Gdzie zapał?
Dziś każda noc
ma twarz służbowego bandyty.
A kłamstwo ściekami ekranów
wpada z codzienną wizytą
i nie ma żadnej świętości
której by nam nie rozbito...
Gdzie ten cały zgiełk, cały ruch
nasze wspaniałe zwycięstwo?
Dni puste teraz jak brzuch,
gdy usunięto zeń dziecko.
Niby ci sami, znormalnieni,
większość znów tylko milcząca,
idziemy jak głuchoniemi,
ślepi,
zresztą brak słońca...
Ileż razy w tym kraju sosen
łamały się karki pokoleń,
nucono pieśni półgłosem
i potępiono je w szkole... -
Prawdy z fałszem splątane
na dziejowych przejść zebrach!
Kamienie rzucono na szaniec,
by później szaniec rozebrać!
Tymi samymi rękami,
co biły brawo sukcesom,
a potem groziły pięściami
czajkom i mercedesom,
a potem żegnały się krzyżem,
i znakiem V - solidarnie...
Dziś chyłkiem w kieszeni dowód ściskasz ,
a jutro armię
pozdrawiasz,
może niechętnie,
może cokolwiek z ukosa
lecz w sumie jakie to piękne -
wracają chłopaki z koszar.
I znów w przedpokoju Europy
wyczekują na moment dziejowy
nasi...
Znów na mównic okopy
włażą święte krowy.
A między dymami kombinatów i lat babich
wije się dróżka
a na dróżce, być może z plastikowych wykładzin
skrada się muza - staruszka.
Co już wszystko widziała,
nawet jak kiełbasy rodzi gruszka
jak za wszystkim stoi (mimo głosów prasy)
starszy brat "batiuszka"...
A ta droga, to taka w kółko,
przez pola,
ni korona cierniowa,
ni aureola,
nie błędne koło wpisane
w kwadrat granic
z dewizą powtarzaną od lat :
na nic, na nic, na nic.
A te pola, cykliczna pór roku agonia
bielice, piaski, wydmy,
żadna druga Japonia.

W cmentarzyk przydrożnym świeże lastriko,
pochowali znów kogoś, kogo zabito.
Pochówek nasz
ze stypą i wódką,
anioł smutną ma twarz -
widać wieczność, też musi trwać krótko.
Milczy pełna klawiatura grobów,
nad nią jesiennych liści partytura,
tu historia narodu
w ziemię dała nura.
Tam jest jedność,
tam dobry każdy Polak
czy śpiewał "Coś Polskę...",
czy też może Sto lat...
Czy donosił ,
czy kłamał ,
czy kradł -
brat.
Wszędzie krzyże -
dobry Pan Bóg dawno już nie widzi
gdzie wczorajsi marksiści
niegdysiejsi Żydzi
koloniści niemieccy polskością pijani
Tatarowie z Azji (wspaniali ułani!)
prawosławni żandarmi, co ostali w Polszcze,
swojscy szabrownicy,
nieswojscy "folksdojcze"...
Polska!
Wiosny teraz szybciej gonią nam jesienie,
rytm historii zdyszany -
już nie pokolenie
Lecz ćwierć pokolenia podnosi się, pada...
w Grenadzie zaraza
lecz żyje Grenada.

W pokątnych transakcyj kach pieniądz robi pieniądz.
Złotóweczki w rękach się nie zarumienią -
Robotnik - urzędnik - prywaciarz - sekretarz...
Upadła moneta,
lecz krąży moneta!
Rosną, rosną wille
wśród kobierców szklarni,
zarobię na bilet,
wyjadę do Danii.
Fotele są ładne
w hotelowym hallu,
lepiej być z Arabem
niż pracować w polu.
Wódeczko, wódeczko,
cóżeś ty za pani,
że na sercu lekko,
gdy jestem na bani?
A nasza brygada
pokryła betonem
całe to ojczyste
niebo zadymione...
Kiedyś przychodziłem
tu kraść wiśnie w sadach...
Wkrótce na osiedle zwali się gromada
obijać drzwi blacha,
robić judasze,
wymieniać klepki
z państwowych na nasze,
pędzić bimber nocą,
na malucha składać...
W Grenadzie zaraza -
broni się Grenada...

Idą trzy dziewczyny,
śliczne,
zadbane,
pewnie ze szkoły muzycznej,,,
Niosą futerały
lecz żołnierz przepuszcza spokojnie.
Automaty
on tylko posiada w tej wojnie...