Lidia Ciołkoszowa, działaczka Polskiej Partii Socjalistycznej (żona wybitnego przywódcy PPS Adama Ciołkosza), opowiedziała mi kiedyś anegdotę z czasów, gdy była wykładowczynią Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego. Któregoś dnia została poproszona o wyjazd, w zastępstwie chorej towarzyszki, z wykładem szkoleniowym dla kobiet na Górnym Śląsku. Ciołkoszowa była nieprzygotowana, ale spotkanie udało się nadzwyczajnie. Wdzięczne robotnice serdecznie jej dziękowały mówiąc: „Prosimy znowu do nas przyjechać, bo z panią my się tak świetnie rozumiemy, a zwykle przysyłają tu nam takie obce Żydówki”.

Ciołkoszowa - bardzo piękna kobieta o bardzo żydowskich rysach twarzy – opowiadała tę anegdotę ze śmiechem, jako dowód, że o stosunkach międzyludzkich nie decyduje pochodzenie narodowościowe, a zdolność inteligenta do nawiązania szczerego, bezpośredniego kontaktu z ludźmi o niższej pozycji społecznej.

Ciołkoszowa była wielką polską patriotką. Dlatego działalność Solidarności po wprowadzeniu stanu wojennego nazywała „ruchem oporu”. Oczywiście był to inny ruch oporu niż zbrojna walka z lat wojny i komunistycznego masowego terroru. Choć ruchy wolnościowe lat 70. programowo wyrzekły się stosowania przemocy, to dla każdego patrioty istota ruchu pozostawała ta sama – walka przeciw komunistycznej opresji o niepodległość i demokrację. Dlatego podczas strajku Sierpnia`80 w Stoczni Gdańskiej panował duch kontynuacji Powstania Warszawskiego innymi środkami, a nie duch budowania socjalizmu z ludzką twarzą z Października`56.

Solidarność nie była dzieckiem Marca`68, a dziełem tych samych ludzi, którzy w Grudniu`70, zamiast do poprawiania nienaprawialnego, ruszyli do walki z systemem. Podpalenie „Reichstagów” w Gdańsku i Szczecinie nie było skutkiem woli kompromisu z komunistami, a objawem całkowitego odrzucenia sowieckiej antycywilizacji. Solidarność, jako kontynuacja Grudnia`70, była ruchem oporu, kontynuacją walki Armii Krajowej i Żołnierzy Wyklętych.

Bunt Solidarności przeminął, i dzisiaj, w III RP jako państwie skonstruowanym przez WSW i SB, cały niepodległościowy i antykomunistyczny ruch oporu nazywany jest „opozycją”. Skąd wziął się ten zdradziecki, wredny i przewrotny koncept?

Nazwa „opozycja demokratyczna” pojawiła się w drugiej połowie lat 70. w środowisku „rewizjonistów”, dysydentów z PZPR, dawnych Puławian i aktywnej w Marcu`68 młodzieży z tego środowiska. Była powtórzeniem propagandy Komunistycznej Partii Polski, gdy ta zeszła do podziemia i wraz lewicą PPS usiłowała rozpowszechniać „narrację” wypracowaną przez NKWD – demokratyczny komunizm kontra faszystowska Sanacja.

To, co nie udało się w latach 30., okazało się sukcesem środowiska stosującego te same metody w czasach współczesnych. Środowiska antykomunistyczne i niepodległościowe zostały „urzędowo” zaklasyfikowane (IPN, PAN, uniwersytety, media) do zbioru: „opozycja” i podporządkowane w ten sposób swoim przeciwnikom ze środowiska dążącego do demokratyzacji systemu bez zerwania z bolszewizmem, jako fundamentem ideowym i prawomocną metodą operacyjną.

W ten sposób, pomimo upadku komunizmu, samoświadomość społeczna Polaków i w ogóle państwo polskie wraz z oficjalną polityką historyczną pozostało w niewoli fałszywego konceptu, wg którego, to nie antykomunistycznie, wolnościowo i demokratycznie nastawiony naród polski, nie ofiara jego patriotycznych elit, nie postawa Kościoła, nie walka polskiego ludu, a wewnętrzna rozgrywka w ramach środowisk staro i nowo komunistycznych zdecydowała o odzyskaniu niepodległości! Wg tego konceptu, tak jak ojcem niepodległości czczonej 11 listopada jest Piłsudski, tak twórcami niepodległości odzyskanej w 1989 r. są rewizjoniści komunistyczni Kuroń i Modzelewski, co poświadczył w imieniu państwa polskiego prezydent Kwaśniewski przyznając im order Orła Białego.

Kilka dni temu Michnik powiedział, że okrągły stół, akt założycielski III RP, był „kolektywnym dawaniem d...”. Dla uczczenia tej sodomii prezydent Komorowski zdecydował o odznaczeniu jej uczestników orderem Orła Białego. Koniecznie w dniu Narodowego Święta Niepodległości!

Jaki Kiszczak, taki okrągły stół. Jaki kolektyw, takie obyczaje. Jaka „opozycja demokratyczna”, taki prezydent.