Kardynał Adam Kozłowiecki, jezuita – były więzień KL Dachau.

Kardynał Adam Kozłowiecki jezuita, misjonarz, były więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz i Dachau - po wojnie - pierwszy arcybiskup Lusaki, najwyższy dostojnik Kościoła zambijskiego(dawnej kolonii brytyjskiej Rodezja) miałby dzisiaj sto lat.

Do Polski po raz pierwszy od czasu osadzenia w KL Dachau w 1940 r. przyjechał 25 marca 1970 r. W czasie pobytu był inwigilowany przez służby bezpieczeństwa PRL. W Aktach Osobowych Cudzoziemca znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej z pobytu w Polsce w 1970 r. zachowały się relacje oficerów prowadzących. Zachowały się także donosy informatora TW. ps. „Kazek” z dnia 11.04.1970 r.; „Ab Adam Kozłowiecki przyjechał do Polski w marcu [1970 r.] (…) Przed Wielkanocą uczestniczył w rezurekcji/sobota/wygłaszając kazanie. Podczas swego kazania duży nacisk kładł na sprawę pokoju. Podkreślał, że mimo, iż jest w Zambii, ale czuje się Polakiem. Mocno akcentował słowa czarni bracia i czarne siostry. „(…) –po przyjeździe do Polski arcybp. Kozłowiecki widział się z kard. Wyszyńskim. Prymas podał mu lub pokazał listę osób z którymi może rozmawiać, czy też nie.(…) –ostrzegano go, ażeby nie miał nic do czynienia z Paxem/ta sugestia też pochodzi od Wyszyńskiego/.(…) –wydaje się, iż arcybiskup jest człowiekiem ideowym, gdyż nie wybrał lżejszego chleba w Polsce, czy też Watykanie mając jakieś propozycje, lecz wraca do Afryki. Tam również nie przyjął stanowiska rektora seminarium z uwagi na trudności językowe i stąd decyzja pozostania misjonarzem(…). W notatce służbowej z dnia 20 czerwca 1970 r. Kraków, sporządzonej przez st. oficera Ewidencji Operacyjnej Wydz. KRG w Krakowie czytamy; „(…)rozpocząłem z Kozłowieckim ogólną i taktowną rozmowę (…). Reasumując całość rozmowy z Kozłowieckim i odniesionych w trakcie tego wrażeń stwierdza się co już podkreślono w pierwszej notatce na jego temat, że jest człowiekiem komunikatywnym, inteligentnym, bardzo oczytanym i znającym dobrze życie”- na marginesie pisma odręczna notatka - „Nie był by Arcybiskupem”.

Urodził się 01.04.1911 r. w Hucie Komorowskiej. W latach 1921-1925 był uczniem Zakładu Naukowo - Wychowawczego św. Józefa w Chyrowie, prowadzonego przez jezuitów. W Poznaniu uczęszczał do znanego Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Do zakonu jezuitów (SJ) wstąpił 30 lipca 1929 r. W latach 1931-1937 studiował na zakonnym Wydziale Filozoficznym w Krakowie i na Wydziale Teologicznym w Lublinie. Święcenia kapłańskie przyjął 24 czerwca 1937 r. w Lublinie. Śluby zakonne złożył już po wojnie, 15 sierpnia 1945 r. w Rzymie.

Wybuch II wojny światowej zastał go w Chyrowie. Był w grupie księży przeznaczonych do „pogotowia kapłańskiego”. Podczas bombardowania miasta rannym udzielał namaszczenia olejami świętymi, słuchał spowiedzi. Był porażony ludzkim cierpieniem; „(…)Wśród gruzów ranni i trupy. Udzielam warunkowych rozgrzeszeń i namaszczeń. Zaopatrzyłem 43 rannych, i to ciężko rannych, w tym ani jednego żołnierza. Zły jestem sam na siebie, że aż tak wielkie wrażenie wywarł na mnie pierwszy widok wojny.” Z polecenia rektora ks. Ciska dziewiątego września 1939 r. z grupą kleryków wyjechał z Chyrowa do Krakowa. Aresztowany w październiku 1939 r. przez gestapo kilka miesięcy spędził w więzieniu na Montelupich. Bramę niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz przekroczył 20 czerwca 1940 r. Był w jednej z pierwszych grup więźniów osadzonych w tym obozie. Na bramie powitalny napis „Arbeit macht frei” [Praca czyni wolnym].

Auschwitz.

(…) „Wjeżdżamy na jakąś bocznicę kolejową, dawno już nieużywaną, bo jedziemy powoli, a koła zgrzytają na szynach okropnie. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy, co nas tutaj czeka, ale stwierdziłem to później niejednokrotnie, że nie tylko we mnie, ale w wielu innych pozostało niezatarte wspomnienie tego złowieszczego zgrzytu kół na bocznicy wiodącej do obozu oświęcimskiego. W końcu wśród krzyków i bicia wypędzają nas z wagonów i ustawiają na placu pomiędzy dwoma budynkami. Duchowni w sutannach zwracają powszechną uwagę. Po wyczytaniu nazwisk i stwierdzeniu stanu liczbowego transportu zaczyna się rozbieranie, przebieranie, badanie lekarskie i rejestracja. Przeszliśmy już raz przed wywiezieniem nas z Krakowa do Wiślicza przyjemność paradowania w stroju adamowym, tutaj znów czeka nas to samo. Zabrano nam dosłownie wszystko, nawet medalika na szyi nie pozwolił mi esesman zatrzymać. Nago idziemy długim rzędem do stolików, gdzie nas rejestrują i dają nam numery. Otrzymałem numer 1006. Potem fryzjerzy usuwają nam owłosienie z całego ciała. Wszystkie te funkcje pełnią więźniowie, przeważnie młode chłopaki, którzy tu przybyli z więzienia w Tarnowie, a w końcu do badania lekarskiego.(…). Zastanawiam się po co im to badanie lekarskie. Czy nie było to tylko sortowanie ludzi, jeszcze jako zdolnych do pracy i tych, których należało jak najprędzej wykończyć?. Potem dano każdemu z nas świeżą bieliznę, ubranie – tzw. pasiaki, skarpetki, buty (…). Na spodniach na trójkącie czarna krecha oznaczająca Pfaffe”/ks. A. Kozłowiecki, 1967 r. /. Skierowany do karnej kampanii, ciągnął z żydami i kapłanami ogromny walec do ubijania obozowych alejek, pracował przy taczkach, przy budowie kuchni, w betoniarni. Kilkakrotnie dotkliwie pobity chorował „Jedno wiem, że wiara w Boga i w ostateczną Bożą sprawiedliwość, krzepi mnie i nadaje sens mojej udręce, mojemu cierpieniu oraz broni mnie przed rozpaczą. Wiem, dlaczego nie odbieram sobie życia. Jak nigdy przedtem otwierają mi się teraz oczy na wiele rzeczy. W niedoli posiada człowiek jakiś dar głębszego przenikania rzeczywistości, zwłaszcza tej duchowej, o której czytamy w Ewangelii. Niejednokrotnie przypominają mi się, ni stąd ni zowąd przy pracy, na apelach, w nocy, gdy się budzę, jakieś słowa, jakieś sceny z Ewangelii św. i zdaje mi się, że je lepiej rozumiem(…).”

Dachau.

W grudniu 1940 r. został wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego Dachau. Dachau był w okupowanej Europie głównym ośrodkiem eksterminacji duchowieństwa, ze szczególnym okrucieństwem duchowieństwa polskiego. Tutaj, jak w Auschwitz brama z napisem „Arbeit macht frei”. Proces rejestracji podobny. Otrzymał numer obozowy 22187. Skierowano go do bloku księży numer 30, izba 4. Pierwsze dni w Dachau; „Wczoraj i dzisiaj cały dzień pracowaliśmy przy śniegu, jak zresztą większość księży. Nieznośne są tu porządki z oczyszczaniem izb i bloków. Szczotka do zębów musi być zawsze czyściutka, jakby dopiero co była kupiona; pomiędzy włosiem nie może pozostać żaden osad po proszku czy paście do zębów. Menażki i kubki muszą tak się świecić, jakby były ze srebra, a nie z lichego aluminium. Poleruje się je igłami, wełną stalową, watą i papierem(…). Ileż znałem takich, co za odrobinę proszku w szafce, za krople „kawy” w kubku…otrzymali „mordobicie” ze strony blokowego, karę „słupka” lub noszenie kotłów z jedzeniem.(…) Wstajemy o godz. 5.30 i zaraz wypędzają nas po kotły z kawą. Do kuchni mamy jakieś 500 m, a kotły są bardzo ciężkie i co kilka kroków trzeba odpoczywać i zmieniać rękę. Po przyniesieniu kotłów trzeba zaraz wyczyścić buty, posłać łóżko i godz.. 6.15 być już na dworze”. W marcu 1941 r. został przeniesiony do pracy na plantażach. Były to ogromne pola, uprawiano tam zioła i kwiaty. Na plantażach z wycieńczenia i zimna zmarło najwięcej księży. Nie byłaby to najgorsza praca, gdyby nie przejmujące zimno. W 1942 r. dostał się do pracy w stolarni DAW. Praca w stolarni trwała od 6.00 do 21.00 godz., a i tak była marzeniem wszystkich więźniów. Przeniesiony wraz z grupą księży pracujących w DAW na blok 13 pomiędzy świeckich wspomina; „Wszyscy księża pamiętają, jak szalona była nasza radość z powodu wypuszczenia nas z tego piekła, jakie panowało na blokach księżowskich 28 i 30, jak nam inni księża zazdrościli!. (…) Długi czas obawialiśmy się wprost panicznie powrotu na blok księżowski”. Do współwięźniów odnosił się życzliwie, był lubiany i nie miał wrogów wśród tych z którymi się spotykał. Unikał zewnętrznych oznak religijności, jak znaku krzyża św. itp., ale współwięźniowie wiedzieli, że „(…) rano do godz. 10. tej i po południu do godz. 4. tej nie rozmawiam dlatego, że się modlę. Modlę się za swych towarzyszy, oby Bóg łaską swoją pociągnął ich do siebie, by dokonał tego, czego ja dokonać nie umiem”. Tak pisał o Nim Bp Franciszek Korszyński, nr obozowy 22546; „Ksiądz Kozłowiecki Adam(…) w najcięższych chwilach zachowywał pogodę ducha, bo w wierze i modlitwie czerpał męstwo nadprzyrodzone.”

Był taki krótki czas, gdy od styczna 1941 r.- po wstawiennictwie Stolicy Apostolskiej –kapłani polscy korzystali ze wspólnej kaplicy otwartej w bloku 26. Mieli możliwość uczestniczenia we Mszy św. i innych nabożeństwach. Ksiądz Adam Kozłowiecki; „Dziś po raz pierwszy w dziejach obozu w Dachau złożono Bogu najświętszą i najmilszą Mu Ofiarę. W tym miejscu nasiąkniętym krwią pomordowanych! W tym przybytku bluźnierstwa, przekleństwa i nienawiści! Trudno mi zapanować nad sobą; z największym wysiłkiem tłumię cisnące się do oczu łzy; czuję, że dzieje się rzecz wielka, której „oni” nie pojmują! Cud Wszechmogącego, triumf potęgi Bożej nad księciem ciemności i jego sługami(…) Wielu w kaplicy płacze. Każdy z nas ma na ręce cząsteczkę hostii, którą kapłan odprawiający Mszę św. konsekruje.” Niestety, we wrzeniu 1941 r. przywileje zniesiono, a kilka dni później wszystkich księży zaczęto dręczyć z niebywałą zaciętością.

29 kwietna o godz. 17.27 do obozu wkroczyli żołnierze amerykańscy. Był wolny ale nie pragnął zemsty; „Niektórzy rzucili się na wieże do rozbrajania poddających się i nie stawiających oporu esesmanów. Opowiadał mi Nowicki, że bito, kopano i szarpano stojących z podniesionymi rekami esmanów. Nie! Stanowczo jestem przeciwny takiemu traktowaniu. Z radością stwierdzam, że takie uczucia podzielają prawie wszyscy. Żądamy sprawiedliwości a nie bestialskiej zemsty”. KL Dachau opuścił 5 czerwca i przeniósł się do Freimann koło Monachium, dokąd władze amerykańskie skierowały większość Polaków z Dachau. Dwunastego czerwca 1945 r. przyjechał do domu zakonnego jezuitów w Pullach. Piętnastego lipca był już w Rzymie. Tęskni za polskimi górami i lasami, Krakowem i Zakopanem, a jednak decyduje się nie wracać do Ojczyzny. Zgodził się na wyjazd do Misji Polskiej w Rodezji Północnej(Afryka) - obecnie Zambia (byłej kolonii angielskiej). Razem z Nim wyjechali b. współwięźniowie Dachau; jezuita Wincenty Cichecki, Stanisław Nowicki, Julian Pławecki i Piotr Świerczek. Sytuacja polskiej misji w Rodezji w wyniku wojny była nie najlepsza, brakowało misjonarzy. Po przybyciu na miejsce najpierw został kierownikiem szkół misji Kasisi, następnie kapelanem centrum szkolenia inteligencji dla Rodezji Północnej. Do misji należało 30 szkół do których niekiedy można było dotrzeć tylko pieszo lub rowerem. Jego miły sposób bycia, serdeczność i komunikatywność zjednały miejscową ludność i ułatwiły pracę misyjną. Kiedy misja rodezyjska została podniesiona do rangi wikariatu apostolskiego, ks. Adam Kozłowiecki został mianowany administratorem apostolskim, a w kilka lat później, w 1955 r. przyjął sakrę biskupią. Za Jego rządów wiele budowano, sprowadzano różne zgromadzenia zakonne męskie i żeńskie, zakładano szpitale. W latach 1970-1991 pełnił funkcję przewodniczącego Papieskich dzieł misyjnych w Zambii. W 1959 r. przez Jana XXIII został mianowany pierwszym arcybiskupem Lusaki. Odegrał też dużą rolę w okresie uzyskiwania przez Zambię pełnej suwerenności, którą uzyskała 24 października 1964 r. - bronił praw Afrykanów w wyborze ustroju państwowego i udziału w rządach. Za zaangażowanie w walce o niepodległość Zambii oraz poszanowania praw człowieka w tym kraju 25 lipca 2007 r. odebrał w Mpunde doktorat Honoris Causa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego za „wieloletnią pracę misyjną na kontynencie afrykańskim”. W tym samym roku został odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za działalność dla ludzi potrzebujących pomocy i za wybitne zasługi w pracy misyjnej.

W maju 1969 r. na własna prośbę został zwolniony z obowiązków arcybiskupa Lusaki, chciał aby na tym stanowisku zastąpił go rodowity Zambijczyk. Od tego czasu na placówki misyjne kierowany był jako duszpasterz.

Listy pisane z Misji w Mpunde – Zambia do byłych współwięźniów obozu Dachau pozwalają śledzić działalność misyjną ks. Adama Kozłowieckiego. Pisał także do współwięźnia KL Dachau ks. Leona Stępniaka, który większość listów zachował. Dzisiaj ten 98. letni były więzień KL Dachau nr obozowy 22036 w obozie nie spotkał się z jezuitą Adamem Kozłowieckim, ale po wojnie korespondowali ze sobą. Listy te pełne finezji charakterystycznej dla Kozłowieckiego warto przytoczyć w kilku fragmentach. Zambia, Mpunde Mission, 20 lipca 1995 r. „Drogi Księże Leonie, Towarzyszu lat niemiłych. Ks. Arcybiskup Lusaki, Adrian Mungandu, całkiem niepotrzebnie wstąpił w ślady Ojca św., nie wiem po co przewrócił się i złamał coś w biodrze. Już 5 miesięcy jest unieruchomiony, zatem prosił mnie żebym podjął się Bierzmowania w północnej części Archidiecezji(…) Na terenie Misji w Mpunde oprócz samej Misji bierzmowałem w Chilumba i Butwa(…) a w z południowej części Archidiecezji nadusił mnie Ks. Klimszosz i bierzmowałem w Chilanga, a teraz dusi mnie O.M. Szuba bym przyjechał do Kasiami, bo ludzie na Bierzmowanie chcieliby zobaczyć coś fioletowego.(…). W lipcu tydzień muszę być w Lusace – Konferencja Biskupów, w sierpniu dwa tygodnie w Malawi- Konferencja AMECEA(Biskupi z 7. Krajów Wschodniej Afryki-Zambia, Malawi, Tanzania, Kenya, Uganda, Etiopia, Sudan, Seyshelles), a we wrześniu Ojciec św. przyjeżdża na 3 dni do Południowej Afryki na oficjalne zamknięcie (…)”.

Nominację kardynalską w 1998 r. opisał z właściwym dla siebie poczuciem humoru: cyt. „Drogi Księże Leonie-Towarzyszu lat nieco niemiłych[ks. Leon Stępniak ](…) Przepraszam za bardzo chaotyczną korespondencję, zwalcie to jednak na to „Kardynalstwo”. Ja sam, 87-letni młodzieniec poczułem się nagle jak hipopotam wezwany nagle do tańca w balecie w najsławniejszej operze świata. Ja nie wiem jak ukłonić się publiczności, a kiedy wreszcie jakiś miły gest zrobiłem, to cała publika wybuchła śmiechem, rzucając we mnie kwiaty.(…) Musiałem pojechać do Rzymu, towarzyszył mi i pilnował O. Bronisław Kondrat, a w Rzymie dodawał ducha przez cały czas Ks. Kardynał Macharski, a ze strony Towarzystwa O. Asystent Bogusław Steczek uznał nawet moje normalne umundurowanie za niegodne Kardynała i zmusił do nowego garnituru, nowej pary butów, prawdopodobnie bym wyglądał więcej na Kardynała, mniej jak Buszman. Z Polski przyjechał O. Prowincjał Adam Żak, oraz pełen autobus z mej Parafii Rodzinnej Majdan Królewski(…) Parafia Majdan Królewski ofiarowała mi śliczną Monstrancję i piękny ornat.(…)Bardzo uroczyście, nawet wzruszająco to przygotowali, Ojciec św.[Jan Paweł II] nawet się do mnie uśmiechnął, wkładając mi na palec pierścień. (Zauważyli to niektórzy w telewizji i pytali się mnie potem, wyjaśniłem, że Ojciec św. powiedział , a byłem najstarszym z nowo - kreowanych, więc mu powiedziałem: , widocznie to Go rozweseliło). Nazwiska innych były dobrze znane, ale moje nie, co za jeden i za co? Wywąchali[dziennikarze], że siedział w kryminale, potem wysłali na Misje, wystrugali na biskupa, ale zrezygnował i hucznie już celebrował srebrny Jubileusz Rezygnacji. Zainteresowali się takim typem, wskutek czego miałem 18 wywiadów, większość do 2 godzin. Zachrypłem i wróciłem na Misję. (…) Serdecznie pozdrawiam wszystkich „Farorzy”, którzy przeżyli studia w K-Z - tach pana Hitlera!”(Mpunde Mission-Zambia 29 lipca 1998 r. ks. Adam Card. Kozlowiecki, S.J.”).

W 1997 r. w 60. lecie swoich święceń kapłańskich uczestniczył we Mszy św. koncelebrowanej z Janem Pawłem II w Legnicy. Zmarł w Lusace 28 września 2007 roku w wieku 96 lat i tam został pochowany.

Mieszkańcy Parafii Rodzinnej w Majdanie Królewskim byli dumni ze „swego” Kardynała i 26 marca 2008 r. powołali Fundację im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic”. Celem fundacji jest rekonstrukcja pałacu Kozłowieckich w Hucie Komorowskiej oraz utworzenie Diecezjalnego Centrum Misyjnego o charakterze –formacyjno-edukacyjnym. W tym roku z okazji stulecia urodzin odbyło się uroczyste otwarcie w Hucie Komorowskiej Muzeum im. Kardynała Adama Kozłowieckiego.

Był kapłanem, który swoim całym życiem służył Bogu i ludziom. Jeszcze w obozach w Auschwitz i Dachau stwierdził, iż należy umożliwić księżom poświecenie się wyłącznie tylko pracy kapłańskiej, a nie innym zajęciom; cyt. „Praca kapłańska i praca zawodowa pochłaniają przecież, a przynajmniej powinny pochłaniać całego człowieka. I jeżeli ksiądz jest naprawdę gorliwym kapłanem, wówczas nie będzie miał czasu na inne zajęcia. Przeciwnie, jeśli będzie dobrym pracownikiem w jakimś innym zawodzie, nie potrafi być równocześnie dobrym kapłanem oddanym całkowicie swemu powołaniu kapłańskiemu.” /Ks. Kardynał Adam Kozłowiecki.-1967 r.